Mężczyzna w tym tygodniu usłyszał zarzuty z art. 224 par. 2, który mówi o zmuszaniu policjantów do przedsięwzięcia lub zaniechania prawnej czynności służbowej, za co grozi mu do trzech lat więzienia. Mężczyzna nie przyznał się do winy i odmówił składania wyjaśnień.
Michał Modlinger udzielił pierwszego wywiadu po tych wydarzeniach. W rozmowie z portalem OKO.press opowiedział o zdarzeniach z 26 lipca, dnia protestu, oraz tego co go spotkało później.
- Od razu, kiedy przyszedłem na miejsce, zobaczyłem, że policja osacza osobę, która pisze coś na chodniku. A przy okazji zgarnia dwie inne osoby i doprowadza do miejsca pod ścianą, naprzeciwko Pałacu Prezydenckiego. Na początku byli otoczeni pojedynczym kordonem. Możliwy był bezpośredni dostęp do tych ludzi – opowiadał.
Dodał, że zobaczył, że te osoby są traktowani "przemocowo i nieproporcjonalnie, choć wcale się nie wyrywały, a zostały potraktowane, jakby chciały uciec". Tłumaczył też, co było powodem jego zachowania.
- Nałożyło się kilka spraw. Raz: sytuacja polityczna. Prezydent podpisał ustawę sądową, której nie powinien był podpisywać. Dwa: osoby demonstrujące – w moim przypadku także mi znajome – były traktowane w sposób moim zdaniem zupełnie niewłaściwie – opowiadał.