Zaatakował policjantów przed Pałacem, teraz się tłumaczy

- Moje zachowanie nie było wymierzone w konkretną osobę. Moim celem nie był atak na policjantów, tylko demonstracja tego, że nie zgadzam się na to, jak policja traktuje zatrzymanych – mówi Michał Modlinger, który zaatakował policjantów przed Pałacem Prezydenckim podczas protestów przeciwko zmianom w Sądzie Najwyższym.

Aktualizacja: 12.08.2018 14:34 Publikacja: 12.08.2018 10:29

Zaatakował policjantów przed Pałacem, teraz się tłumaczy

Foto: Fotorzepa, Marta Bogacz

Mężczyzna w tym tygodniu usłyszał zarzuty z art. 224 par. 2, który mówi o zmuszaniu policjantów do przedsięwzięcia lub zaniechania prawnej czynności służbowej, za co grozi mu do trzech lat więzienia. Mężczyzna nie przyznał się do winy i odmówił składania wyjaśnień.

Michał Modlinger udzielił pierwszego wywiadu po tych wydarzeniach. W rozmowie z portalem OKO.press opowiedział o zdarzeniach z 26 lipca, dnia protestu, oraz tego co go spotkało później.

- Od razu, kiedy przyszedłem na miejsce, zobaczyłem, że policja osacza osobę, która pisze coś na chodniku. A przy okazji zgarnia dwie inne osoby i doprowadza do miejsca pod ścianą, naprzeciwko Pałacu Prezydenckiego. Na początku byli otoczeni pojedynczym kordonem. Możliwy był bezpośredni dostęp do tych ludzi – opowiadał.

Dodał, że zobaczył, że te osoby są traktowani "przemocowo i nieproporcjonalnie, choć wcale się nie wyrywały, a zostały potraktowane, jakby chciały uciec". Tłumaczył też, co było powodem jego zachowania.

- Nałożyło się kilka spraw. Raz: sytuacja polityczna. Prezydent podpisał ustawę sądową, której nie powinien był podpisywać. Dwa: osoby demonstrujące – w moim przypadku także mi znajome – były traktowane w sposób moim zdaniem zupełnie niewłaściwie – opowiadał.

Wspominał, że protestujący dostali od policji gazem, choć ona sam nie zauważył, by któryś z protestujących użył gazu wcześniej.

- Widziałem za to policjanta bez czapki, półtora metra ode mnie, który zza pleców kolegów wyciągnął coś, co przypominało sprej i psiknął – relacjonował mężczyzna.

Podkreślił, że jego zachowanie, z perspektywy kamery, może wydawać się zachowaniem na wyrost.

- Sam, będąc operatorem filmowym, wiem, że koncentrując kamerę i wycinając odpowiedni fragment, można takie wrażenie stworzyć. Ludziom, którzy mnie nie znają, może się nawet wydawać, że takie skakanie jest wywołane działaniem narkotyków. Dementuję: nie przyszłoby mi do głowy, żeby coś takiego zrobić – zapewnił Michał Modlinger.

Dodał, że jest osobą dość ekspresyjną i jeżeli coś go rozemocjonuje i na czymś mu zależy, to reaguje w sposób niestonowany. - Absolutnie nie miałem na celu zrobić krzywdy, ani naruszyć jakichś dóbr policjantów – zapewnił.

W rozmowie z portalem nawiązał też do dziadka, który, jak napisały prawicowe portale, był prokuratorem stalinowskim. - Dziadek był oficerem w prokuraturze. Wykładał w szkole w Warszawie, uczył prokuratorów. Nie chcę go wybielać. Ale nawet gdyby było inaczej i był zbrodniarzem komunistycznym skazującym na śmierć AK-owców, jak wiele osób sugerowało, to ja jestem tylko jego wnuczkiem – zauważył.

Zdradził, że nigdy nie poznał dziadka, bo ten umarł, zanim się on urodził. - Wydaje mi się, że kojarzenie całej sprawy z pochodzeniem rodzinnym jest typowym dla prawicy zabiegiem insynuacji – skwitował Michał Modlinger.

Przyznał też, że gdy w internecie pojawiło się pełne jego nazwisko to wylała się na niego fala hejtu. – Problemem jest moje pochodzenie żydowskie. Czytałem komentarze, że dla takich, jak ten skaczący osobnik, może komory gazowe powinny dalej obowiązywać – zdradził.

Dodał, że wyroków śmierci ma już kilka, obietnic pobić i wyzwisk od ubeków kilkadziesiąt. - To zabawne, bo mój ojciec był działaczem Solidarności. W jego teczce jest informacja, że odmówił współpracy. Współtworzył redakcję Wiadomości TVP w latach 90., pracował w „Wyborczej" – mówił mężczyzna w wywiadzie dla Oko.press.

Zapewnił, że żałuje, iż kierował swoje żale w kierunku policjantów stojących w pierwszym rzędzie, chociaż oni sami mogli nie mieć nic wspólnego z zatrzymaniem.

- Tego, że skierowałem je personalnie do nich. To było nieodpowiednie. Ale samego protestu nie żałuję. Kiedy jako obywatel widzę, że inni demonstranci są traktowani niezgodnie z prawem, mam wręcz obowiązek moralny wyrazić jakoś niezgodę - tłumaczył.

Przyznał też, że boi się o swoją przyszłość zawodową. Jest operatorem filmowym. Kończy studia na łódzkiej „Filmówce".

- Można sobie wyobrazić, że mogę mieć w przyszłości problem z zatrudnieniem w pewnych instytucjach. Ufam jednak w niezależność Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej i innych organizacji finansowanych ze środków publicznych. Prócz tego nie wierzę, że to będzie się za mną ciągnęło przez całe życie – skwitował.

Mężczyzna w tym tygodniu usłyszał zarzuty z art. 224 par. 2, który mówi o zmuszaniu policjantów do przedsięwzięcia lub zaniechania prawnej czynności służbowej, za co grozi mu do trzech lat więzienia. Mężczyzna nie przyznał się do winy i odmówił składania wyjaśnień.

Michał Modlinger udzielił pierwszego wywiadu po tych wydarzeniach. W rozmowie z portalem OKO.press opowiedział o zdarzeniach z 26 lipca, dnia protestu, oraz tego co go spotkało później.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Michał Kamiński: Kaczyński, Wąsik, Kamiński interesowali się Brejzą a przegapili Szmydta
Polityka
Jarosław Kaczyński o sprawie Tomasza Szmydta. "Odpowiadają wszyscy zwalczający PC"
Polityka
Rekonstrukcja rządu. Donald Tusk ujawnił ilu ministrów odejdzie
Polityka
Donald Tusk: Przerwano dochodzenia w sprawach dotyczących wpływów rosyjskiego wywiadu
Polityka
Były szef WSI: Sędzia Szmydt? To był szpieg. Zrobiło się gorąco i się wycofał