44 miliardy dolarów zostaną wydane między innymi na nowe systemy obrony antyrakietowej i budowę najnowszych okrętów podwodnych.
Japonia obawia się rosnącej agresywności swoich sąsiadów. Dwa lata temu Pekin otwarcie wznowił spór z Tokio o wyspy Senkaku. Spirala wydarzeń doprowadziła do antyjapońskich rozruchów w kilku chińskich miastach, atakowania filii japońskich koncernów i pracujących tam Japończyków.
Z drugiej strony znaczne zagrożenie stanowi Korea Północna, która konsekwentnie buduje swój arsenał atomowy. W mijającym roku Phenian testował wystrzeliwanie rakiet dalekiego zasięgu (zdolnych do przenoszenia głowic jądrowych) m.in. z okrętów podwodnych. Takie pociski są trudniejsze do wykrycia i zestrzelania. Spośród wielu wystrzelonych od początku 2016 roku cztery z rakiet spadły do morza w odległości około 250 kilometrów od japońskiego wybrzeża, budząc znaczne zdenerwowanie na wyspach.
Wcześniej japońskie społeczeństwo bardzo niechętnie odnosiło się do zwiększania wojskowych wydatków. Politycy opozycyjni zaś każdorazowo wskazywali na bardzo pacyfistyczną konstytucję kraju – narzuconą Japonii przez USA po przegranej wojnie. Jednak te same Stany Zjednoczone zaczęły domagać się od Tokio przejęcia większej odpowiedzialności za swoje bezpieczeństwo.
Na wyspach stacjonuje ponad 50 tysięcy amerykańskich żołnierzy, ale Waszyngton coraz wyraźniej daje do zrozumienia, że ze względów finansowych chce zmniejszyć ich liczbę. W czasie kampanii wyborczej Donald Trump wprost żądał od Japonii zwiększenia własnych wydatków wojskowych.