Prum oczywiście jest darwinistą, uznaje słuszność teorii doboru naturalnego, ale uznaje ją za niewystarczającą. Niezbędny jest jeszcze dobór płciowy, o którym również pisał Darwin, ale z czasem ta część jego koncepcji zeszła na margines. Prum wydobywa ją na pierwszy plan i po 40 latach zajmowania się ptakami stwierdza, że równie istotny jest dobór indywidualny, a rytuały godowe ptaków nie służą tylko demonstrowaniu jurności i zdrowia przez samce. Celem skomplikowanych tańców, stroszenia pstrokatego upierzenia, wznoszenia złożonych budowli (jak u altanników) jest uwiedzenie samicy przy wykorzystaniu jej słabości do piękna. Kryterium piękna jest istotnym czynnikiem w doborze płciowym wśród ptaków.




W swoich przekonaniach Prum lokuje się poza głównym nurtem biologii ewolucyjnej, co nie znaczy, że nie ma racji. Czemu bowiem służą owe ozdobne pióra i kunsztowne trele? Zmniejszają one znacznie szanse stosujących je gatunków wobec drapieżników, muszą być więc prawie tak ważne jak samo życie. Prum przedstawia te kwestie z erudycją, a zarazem niepokojąco – jakże to, więc i wśród wróbli rozgrywają się dramaty miłosne? I wśród dzięciołów zdarzają się Hamleci i Ofelie? Nie do takiej wizji natury przywykliśmy.

Następnie Prum przenosi swe rozważania na małpy człekokształtne i ludzi. W tym ostatnim przypadku udział piękna w rytuałach godowych to rzecz zwyczajna. Bale, na których panny prezentują się kawalerom, serenady śpiewane pod balkonem, kulturowe ornamenty zalotów i ślubów nikogo nie dziwią. A wszystko to ma ewolucyjny początek wśród rozświergotanej hałastry na gałęzi.