Irena Lasota: Przewidywalna Polska

Zazwyczaj kiedy wracałam do domu – dziś do Waszyngtonu, kiedyś do Nowego Jorku czy Paryża – miałam wrażenie, że przyjeżdżam odetchnąć, być z bliskimi, zastanowić się, coś może napisać, ale wydawało mi się, że prawdziwe życie polityczne toczy się gdzie indziej.

Aktualizacja: 31.03.2018 16:12 Publikacja: 31.03.2018 00:01

Irena Lasota: Przewidywalna Polska

Foto: Fotorzepa, Darek Golik

To „gdzie indziej" to: Kaukaz, Krym, Kuba, Azja Centralna czy Europa Środkowo-Wschodnia – i oczywiście Polska. Świat był inny 10, 20, 30 lat temu. I ja byłam inna – na pewno młodsza. W Stanach nudził mnie banał życia codziennego, przewidywalność poglądów, brak emocji w życiu politycznym. W rozpadającym się łagrze postsowieckim wszystko natomiast było ciekawe, ludzie odkrywali i wymyślali wszystko na nowo, sprzeczali się o bardzo poważne sprawy, wszędzie fruwały poglądy i słowa, które najczęściej miały sens. Muszę przyznać również, że miałam też dużo szczęścia, trafiając na najciekawszych ludzi w większości tych krajów.

Tym razem przyjechałam do Waszyngtonu po trzech bardzo intensywnych tygodniach w Polsce i odniosłam odwrotne wrażenie. W Warszawie, bo poza nią nie wyjeżdżałam, toczyły się spory, których przebieg można było z góry przewidzieć. Zakres sporów był w sumie bardzo ograniczony, bo chociaż podobno miały odbywać się obchody 50. rocznicy ogólnopolskiego buntu studentów i nie tylko studentów, bo również pierwszego pokolenia urodzonego po drugiej wojnie światowej, to jakoś udało się wypchnąć ze sceny nie tylko PZPR (komunistów), ZMS (młodzież komunistyczną), ORMO i ZOMO (uzbrojone w pałki manekiny komunistów), cenzurę komunistyczną i służących komunistom dziennikarzy – ale wraz z ich zniknięciem nie bardzo było wiadomo, przeciwko komu studenci się buntowali, w kogo robotnicy rzucali kamieniami i o co w ogóle chodziło.

Wedle dominującej narracji (modne ostatnio słowo) opozycji, która rozpełzła się (narracja znaczy się) daleko poza to, co jeszcze kilka miesięcy temu było opozycją – Marzec 1968 r. sprowadzał się do antysemityzmu, który bez przygotowywanej przez wiele miesięcy kampanii PZPR, kopiowanej częściowo z ZSRS, bez przemówienia Władysława Gomułki, bez plakatów drukowanych w państwowo-partyjnych drukarniach, miał być po prostu nacjonalistyczną hecą, której powtórki należy się obawiać. I po raz kolejny komuniści zniknęli ze sceny, tak jak nie wiadomo, kto i dlaczego strzelał do robotników w 1956 czy 1970 r., czy kto i dlaczego wprowadzał stan wojenny w 1981 r. Ale jeśli nie było ustroju komunistycznego i rządzących komunistów, to kto się z kim dogadywał przy Okrągłym Stole? Kto komu oddał władzę?

Po powrocie do USA stanęłam natychmiast twarzą w twarz z prawdziwym życiem. Pominę już to, że coś bardzo trującego ugryzło mnie w samolocie, ale rozbrat prezydenta Trumpa z resztą rządzących w sprawie Rosji i Putina zapowiada bardzo ciekawe tygodnie. A propos nie pamiętam, by w Polsce ktoś mówił o Rosji i Putinie...

Tytuł tego felietonu zapożyczyłam z wydanego w 1957 r. tomu szkiców Kazimierza Wyki, zmarłego w 1975 r. historyka i krytyka literatury. W moich studenckich czasach jego nazwisko wymawiane było z szacunkiem, jako profesora, który miał poglądy i skłaniał do myślenia. Może warto przypomnieć dziś kilka zdań ze wstępu do „Życia na niby" jako przyczynek do toczącej się dziś w Polsce dyskusji, która zaćmiła wszelkie inne:

„Okupacja, nie znajdująca żadnej aprobaty ideowo-politycznej ze strony poddanego jej zbiorowiska ludzkiego, stanowi zupełnie szczególny fakt psychosocjalny i prawnopaństwowy. Człowieka jako istotę społeczną w każdej z jego funkcji stawia w szczególnej sytuacji. Rozpada się organizm państwowy. Przestaje istnieć władza centralna; zamiera polityka zagraniczna, militarna; idzie do niewoli armia; zmieniają się pieczątki i nazwy urzędów; herb państwowy staje się przestępcą; także i blankiet z urzędowym nadrukiem; aparat porządku i ucisku państwowego w swojej odgórnej warstwie zostaje zmieciony; w dolnej dla własnych celów używa go okupant; nie ma ministra finansów, lecz są urzędy podatkowe; fikcyjny bank emisyjny drukuje kolorowe papiery z cyframi... W szczególny sposób układają się podówczas odruchy obronne zagrożonej świadomości zbiorowej, jej wyobrażenia o rzeczywistym położeniu historyczno-politycznym, w jakim i okupant, i okupowany wspólnie się znajdują jako medium obiektywnym. I jednemu, i drugiemu tylko częściowo dostępnym, jeśli chodzi o pełne w nim rozeznanie".

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

To „gdzie indziej" to: Kaukaz, Krym, Kuba, Azja Centralna czy Europa Środkowo-Wschodnia – i oczywiście Polska. Świat był inny 10, 20, 30 lat temu. I ja byłam inna – na pewno młodsza. W Stanach nudził mnie banał życia codziennego, przewidywalność poglądów, brak emocji w życiu politycznym. W rozpadającym się łagrze postsowieckim wszystko natomiast było ciekawe, ludzie odkrywali i wymyślali wszystko na nowo, sprzeczali się o bardzo poważne sprawy, wszędzie fruwały poglądy i słowa, które najczęściej miały sens. Muszę przyznać również, że miałam też dużo szczęścia, trafiając na najciekawszych ludzi w większości tych krajów.

Pozostało 85% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Irena Lasota: Byle tak dalej
Plus Minus
Łobuzerski feminizm
Plus Minus
Jaka była Polska przed wejściem do Unii?
Plus Minus
Latos: Mogliśmy rządzić dłużej niż dwie kadencje? Najwyraźniej coś zepsuliśmy
Plus Minus
Żadnych czułych gestów