Bezradni wobec nieznanego

Wewnętrzna logika dzieła – zwłaszcza dużego formatu – nieraz zaskakuje samego autora, nie mówiąc już o krytykach. Taki efekt wywołał debiut pełnometrażowy Jagody Szelc „Wieża. Jasny dzień".

Publikacja: 30.03.2018 15:00

Bezradni wobec nieznanego

Foto: materiały prasowe

Nagromadzenie tajemnic, niejednoznaczności i niedopowiedzeń (jakże nietypowe dla współczesnego polskiego kina!) sprawia, że wielu komentatorów nie może sobie z nim poradzić. Niektórzy szukają tam krytyki polskiej religijności, opowieści o rozpadzie świętości i tradycji. Inni wskazują na wątki społeczne. Jedni widzą w „Wieży..." thriller, inni horror czy dramat obyczajowy. Oczywiście sama reżyserka nie ułatwia odbiorcom zadania, mówiąc, że każdy powinien zinterpretować obraz po swojemu. Nie ma się co dziwić – mało czego artyści tak nie znoszą jak tłumaczenia swoich dzieł. A poza tym: czy wszystko musi być zrozumiałe?

Szelc pokazuje spotkanie kilku osób ze sobą nawzajem, z przyrodą i z Nieznanym. Ambasadorką tego Nieznanego jest Kaja (znakomita Małgorzata Szczerbowska) – niespokojna, nieprzewidywalna, ze snującym się po twarzy uśmieszkiem zdradzającym szaleństwo i wewnętrzny mrok. Kaja jest biologiczną matką Niny (Laila Hennessy), która za kilka dni ma przystąpić do pierwszej komunii. Ninę wychowuje siostra Kai Mula (Anna Krotoska) z mężem Michałem (Rafał Cieluch). Mieszkające w domku zagubionym wśród lasów i skał Doliny Kłodzkiej małżeństwo decyduje się na eksperyment i pozwala Kai spotkać się z córką. A jednak Mula od samego początku panicznie boi się niewidzianej sześć lat siostry i każe jej ściśle trzymać się zasad; przede wszystkim Nina ma pod żadnym pozorem nie dowiedzieć się, kim jest dla niej Kaja. Ta ostatnia pozornie z pokorą przyjmuje poniżające zachowania rodziny. A jednak pozory mylą...

Następującą później serię niepokojących, niezrozumiałych, a wreszcie przerażających zdarzeń Szelc przedstawia po mistrzowsku. Niepostrzeżenie dramat obyczajowy przeradza się w pełnokrwisty horror. Środki filmowego wyrazu Jagoda Szelc stosuje nienachalnie. Perfekcyjne są u niej wzajemne powiązania między oszczędną industrialną muzyką, rytmem obrazów rozedrganych i kręconych z ręki (niczym w filmach z gatunku found footage, takich jak „Blair Witch Project") i naturalną grą aktorską. W ogóle świat przedstawiony w „Wieży..." to miejsce, gdzie wszystko wiąże się ze wszystkim. Dramat rozgrywający się między ludźmi odzwierciedla przyroda (dawno zresztą nie była ona w polskim filmie fotografowana tak cudownie – może w dawnych dziełach Kolskiego?). Mroczne siły, które przyniosła Kaja, ujawniają się w wietrze poruszającym trawą, w nagle gasnącym słońcu, w obrazie psa zajadle kopiącego w ziemi.

Podobno reżyserka po seansie w Kinotece narzekała na wszechobecną krytykę klasy średniej. Jeśli tak jest, to logika dzieła faktycznie rozeszła się z intencjami twórczyni. To bowiem zwłaszcza drobnomieszczańska klasa średnia jest całkowicie bezradna wobec Nieznanego, które przynosi Kaja. Najgorzej radzą sobie z nim mężczyźni, którzy zachowują się jak sarnie cielęta na gładkim lodzie; w nowej sytuacji są kompletnie tępi. Michał i jego szwagier Andrzej (Rafał Kwietniewski) próbują przykryć grozę mało inteligentnymi żarcikami. Ale i kobiety nie potrafią odpowiedzieć na nowe wyzwanie. Apokaliptyczny wir wciąga wszystkich. Tylko dzieci pozostają dziwnie spokojne.

Dwa razy podczas emisji wstrzymałem oddech – były to momenty, gdy pojawiły się odniesienia do bieżących spraw społeczno-politycznych. Jestem jednak Jagodzie Szelc dozgonnie wdzięczny, że nie zatrzymała się na tym poziomie. Że nie stworzyła kolejnego dzieła społeczno-dydaktycznego (tej pedagogiczności nie udało się w pełni uniknąć choćby Agnieszce Holland w „Pokocie", nie mówiąc już o Pasikowskim i „Pokłosiu"). Zamiast tego debiutująca reżyserka zaserwowała widzom obraz niezwykle świeży, niejednoznaczny i pozostający w pamięci na długo. Chapeau bas.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Nagromadzenie tajemnic, niejednoznaczności i niedopowiedzeń (jakże nietypowe dla współczesnego polskiego kina!) sprawia, że wielu komentatorów nie może sobie z nim poradzić. Niektórzy szukają tam krytyki polskiej religijności, opowieści o rozpadzie świętości i tradycji. Inni wskazują na wątki społeczne. Jedni widzą w „Wieży..." thriller, inni horror czy dramat obyczajowy. Oczywiście sama reżyserka nie ułatwia odbiorcom zadania, mówiąc, że każdy powinien zinterpretować obraz po swojemu. Nie ma się co dziwić – mało czego artyści tak nie znoszą jak tłumaczenia swoich dzieł. A poza tym: czy wszystko musi być zrozumiałe?

Pozostało 83% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Irena Lasota: Byle tak dalej
Plus Minus
Łobuzerski feminizm
Plus Minus
Żadnych czułych gestów
Plus Minus
Jaka była Polska przed wejściem do Unii?
Plus Minus
Latos: Mogliśmy rządzić dłużej niż dwie kadencje? Najwyraźniej coś zepsuliśmy