Rosyjski gazowy poker

Zachodnie sankcje i spadające ceny surowców niszczą marzenie Kremla o energetycznym supermocarstwie – uważa ekspert ds. wschodnich PISM i INP PAN.

Publikacja: 05.07.2015 21:17

Jarosław Ćwiek-Karpowicz

Jarosław Ćwiek-Karpowicz

Foto: materiały prasowe

Jeśli masz długie nogi, nie zajmuj się grą w szachy, ale trenuj skok w dal – powiedział kiedyś Władysław Surkow, szara eminencja i główny ideolog Kremla, do najbliższych stronników Władimira Putina na zamkniętym spotkaniu prokremlowskiej partii Jedna Rosja. Chciał w ten sposób przekonać, że eksploatacja olbrzymich złóż paliw kopalnych, jakimi Bóg obdarzył Rosję, może przynieść społeczeństwu dobrobyt, a państwu utraconą ćwierć wieku temu mocarstwową pozycję.

Rosja dysponuje drugimi największymi na świecie złożami węgla i jest na ósmej pozycji, jeśli chodzi o ropę naftową. Ale w konkurencji o nazwie gaz ziemny dystansuje resztę państw na świecie. Rosyjskie rezerwy zawierają około 48 bilionów metrów sześciennych gazu, co stanowi jedną czwartą wszystkich udokumentowanych światowych złóż.

Rosja jest też największym eksporterem tego surowca.

Kosztowne bogactwo

Obecnie najważniejszym problemem dla włodarzy Kremla jest unowocześnienie produkcji oraz zastąpienie wyeksploatowanych złóż nowymi projektami. Dla przykładu trzy największe złoża zachodniosyberyjskie Urengoj, Jamburg i Miedwieżje wyczerpały już ponad trzy czwarte zasobów.

Zastąpić ma je Jamał, który obecnie dostarcza tylko kilka miliardów metrów sześciennych gazu rocznie, ale oficjalnie już za pięć lat ma przekroczyć barierę aż 100 mld m sześc., a za 20 – 200 mld m sześc.

Drugim perspektywicznym kierunkiem są złoża ulokowane we wschodniosyberyjskich i dalekowschodnich regionach Rosji, a trzecim – złoża północne (Sztokman), ale kilka lat temu ze względu na brak funduszy i zainteresowania zagranicznych inwestorów projekt ten został wstrzymany.

Ambitne plany są niezwykle kosztowne. Oblicza się, że w rosyjski sektor gazowy co roku należy włożyć około 30 mld dol. dla podtrzymania wysokiego tempa produkcji. Ostatnio Gazpromowi kontrolującemu ponad trzy czwarte wydobycia nie zawsze udawało się tego dokonać. Od kilku lat wartość firmy wyraźnie spada, a jej zadłużenie wzrasta. Przed globalnym kryzysem w 2008 r. firma zajmowała trzecią pozycję na świecie pod względem wartości rynkowej, która wynosiła prawie 345 mld dolarów. Obecnie jest to mniej niż 80 mld dol., co daje dalekie miejsce, bo nawet poza pierwszą czterdziestką.

Problemy Gazpromu to m.in. kosztowna obsługa zadłużenia, która przez sankcje jest jeszcze wyższa, utrata wielu rynków zbytu (m.in. Ukraina) oraz nieformalny obowiązek inwestowania w wiele mało dochodowych przedsięwzięć, np. związanych z organizacją zimowych igrzysk w Soczi.

Do tej listy kłopotów dochodzi tania ropa naftowa, która obniża wartość rosyjskiego gazu indeksowanego w kontraktach długoterminowych do koszyka produktów naftowych.

Gazociągowa licytacja

Przez lata Gazprom budował w Europie mit stabilnego dostawcy, który przez wieloletnie kontrakty i kosztowne projekty infrastrukturalne zapewnia ciągłość sprzedaży. Przebiegający po dnie Morza Czarnego gazociąg South Stream miał być największą inwestycją gazową w Europie, przewyższającą dotychczasowe projekty zarówno pod względem przepustowości, jak i nakładów finansowych.

Po wybudowaniu gazociągu Nord Stream kilka lat temu mogło się wydawać, że Rosjanie szybko uporają się z kolejnym podmorskim projektem i to mimo rozpoczynającej się niesprzyjającej koniunktury na rynku gazu.

Tymczasem pół roku temu prezydent Putin nieoczekiwanie ogłosił, że projekt South Stream nie będzie realizowany, choć u wybrzeży Morza Czarnego na terytorium Bułgarii przygotowywano się już do kładzenia pierwszych rur, a po stronie rosyjskiej od kilku miesięcy trwały prace budowlane. Prezydent Rosji zapewnił o definitywnym końcu gazociągu i powstaniu w jego miejscu nowego projektu przez Turcję do Europy.

Na niedawnym forum ekonomicznym w Petersburgu podpisano jednak wstępne umowy nie tylko na budowę odcinka nowego rosyjskiego gazociągu przez terytorium Grecji, ale także na budowę kolejnych nitek Nord Streamu przez Morze Bałtyckie. Rosja zaczyna się zachowywać w taki sposób, jakby kryzys gospodarczy w ogóle jej nie dotykał i jakby mogła rozwijać jednocześnie kilka niezwykle kosztownych projektów przesyłowych.

Jest to tym bardziej zaskakujące, że ofensywa gazociągowa wyraźnie przeczy aktualnej strategii energetycznej kraju. Zgodnie z nią Rosja planuje ograniczyć transport sieciowy na rzecz częstszego wykorzystywania technologii skraplania (wzrost z 6 proc. do 30 proc. całości eksportu), budując jednocześnie kilka nowych terminali LNG zarówno w azjatyckiej, jak i europejskiej części kraju.

Ratunek w Chinach

Wydawało się, że rozwiązaniem rosyjskich problemów będą Chiny, które podpisały rok temu – negocjowany od blisko dekady – pierwszy kontrakt na budowę gazociągu i dostawy gazu z Rosji, które mają się rozpocząć w 2018 r. Rosjanie mają dostać chińskie pieniądze odpowiednio wcześniej, aby wybudować niezbędną infrastrukturę we wschodniej Syberii.

Kreml zapowiedział także podpisanie drugiego chińskiego kontraktu na dostawy gazu i budowę gazociągu, tym razem z zachodniej Syberii. Rosyjski gaz konkurowałby wtedy na zachodniej chińskiej granicy ze sprowadzanym od 2009 r. gazem z Turkmenistanu, ale stawiałby Rosję w korzystnym położeniu wobec klientów europejskich, którzy odbieraliby surowiec z tych samych rosyjskich złóż.

Tymczasem druga umowa z Chinami do tej pory nie została podpisana, a w przypadku pierwszej wciąż nieznana jest cena gazu, która będzie kluczowa dla Rosjan w kontekście zwrotu chińskiej pożyczki.

Nie widać także postępów w innych rosyjsko-chińskich wspólnych przedsięwzięciach towarzyszących umowie gazowej.

Koniec dominacji

Choć ze względu na kryzys w relacjach z Zachodem rosyjski zwrot ku Chinom wydaje się być nieunikniony, widać wyraźnie, że Kreml stara się utrzymać obie opcje w ręku i negocjować jak najlepsze warunki. Kilka lat temu taktyka ta mogła przynosić efekty, ale teraz widać wyraźnie, że to Rosja bardziej potrzebuje zagranicznych inwestorów niż świat rosyjskiego gazu. Ogłaszane zaś projekty, a następnie ich odwoływanie bądź wyciszanie pogłębiają tylko wrażenie, że Kreml zwyczajnie blefuje.

Komisja Europejska bardzo wstrzemięźliwie wypowiedziała się o nowych gazociągach z Rosji do Europy, podkreślając potrzebę dywersyfikacji nie tylko tras, ale i źródeł pozyskiwania energii.

Dla Unii Europejskiej o wiele ważniejsze niż rosyjskie plany wydają się teraz: wynik negocjacji nuklearnych z Iranem, drugą największą potęgą gazową na świecie, postępy w zagospodarowaniu nowych złóż we wschodniej części Morza Śródziemnego oraz rozwój technologii LNG i dokończenie budowy wspólnego europejskiego rynku gazu, czemu Rosja stara się przeciwstawiać.

Jeśli masz długie nogi, nie zajmuj się grą w szachy, ale trenuj skok w dal – powiedział kiedyś Władysław Surkow, szara eminencja i główny ideolog Kremla, do najbliższych stronników Władimira Putina na zamkniętym spotkaniu prokremlowskiej partii Jedna Rosja. Chciał w ten sposób przekonać, że eksploatacja olbrzymich złóż paliw kopalnych, jakimi Bóg obdarzył Rosję, może przynieść społeczeństwu dobrobyt, a państwu utraconą ćwierć wieku temu mocarstwową pozycję.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Dlaczego warto mieć AI w telewizorze
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację