Złoty leci w dół, kiedy np. nurkuje turecka lira albo argentyńskie peso, bo jest z nimi w jednym koszyku walutowym. Teraz słabuje, bo ostro drożeje dolar – wzrost stóp procentowych w USA ściąga ogromny kapitał za Atlantyk, co osłabia m.in. euro. A gdy słabnie euro, złoty spada jeszcze bardziej. Taka jego natura.

Trzeba o tym pamiętać, gdy ekonomiści zachwalają amortyzacyjną rolę polskiej waluty na wypadek, gdyby gospodarka czy budżet wpadły w tarapaty. Jeśli tak się stanie, zapnijmy pasy, bo złoty ostro zanurkuje, mocno podrożeją towary z importu, a siła nabywcza Polaków nagle zmaleje.

Tyle dobrego, że w przeliczeniu na euro czy dolary tańsze staną się polskie produkty, co powinno zwiększyć ich eksport i pomóc wyprowadzić gospodarkę z zakrętu. I głównie ten efekt widzą ci ekonomiści, którzy są za nieprzyjmowaniem euro. Brak stabilności i chudszy portfel Polaków mało ich obchodzą. Miejmy to w pamięci, gdy złoty słabnie, a wakacje stają się droższe.