Pomruki wojny handlowej

Egoistyczna polityka handlowa prezydenta Donalda Trumpa zaszkodzi samym Stanom Zjednoczonym.

Aktualizacja: 24.04.2018 21:40 Publikacja: 24.04.2018 21:00

Pomruki wojny handlowej

Foto: Adobe Stock

Prezydent USA Donald Trump poprzez decyzję o nałożeniu cła importowego na stal (25 proc.) i aluminium (10 proc.) dał jasny sygnał chęci powrotu do protekcjonistycznej polityki handlowej. Jako uzasadnienie powołał się na względy bezpieczeństwa narodowego, co silnie dotyka Korei Południowej i Brazylii. Najwięksi eksporterzy do Ameryki – Kanada (nr 1) i Meksyk (nr 4) na razie nie zostali objęci sankcjami. Kanada nie jest zresztą oskarżana o dumping w obu sektorach. A Chiny nie odgrywają istotnej roli jako dostawca stali do USA, a przecież to właśnie ten kraj Trump oskarża o dumping.

Wygląda zatem na to, że nie chodzi tu o zagrożenia bezpieczeństwa USA, skoro Trump oferuje największym dostawcom tych surowców zwolnienia z cła. Czy to próba znalezienia pretekstu dla wzmocnienia pozycji negocjacyjnej w nadchodzących rozmowach handlowych? Jeśli tak, to wiarygodność USA i perspektywy sukcesu nie wydają się być wzmocnione. Na to wskazywać może nagła dymisja głównego doradcy ekonomicznego ds. gospodarczych Gary'ego Cohna w proteście przeciwko takim praktykom.

Naciski w NAFTA

Polityka zwiększonych opłat celnych Trumpa nie daje się uzasadnić na gruncie przesłanek czysto ekonomicznych, co zobaczyliśmy w czasie przesłuchań w Senacie USA. Z europejskiej perspektywy widzimy, jak trudna będzie debata celna UE z USA na bazie polityki bezpieczeństwa, zwłaszcza wobec deklarowanych 2-proc. wydatków na obronność, czego lwia część członków UE nie spełnia.

Trudno zatem nie zauważyć, że prezydentowi Trumpowi w tej grze chodzi o dwie kwestie. Po pierwsze, o presję na Kanadę i Meksyk oraz uzyskanie koncesji w renegocjacjach umowy handlowej NAFTA. A po wtóre, o nacisk na UE (strefę euro) w celu uświadomienia europejskim partnerom determinacji Trumpa w walce o redukcję deficytu handlowego.

Podobne zamiary Waszyngton ma wobec Chin, które wykazują potężne nadwyżki w handlu z USA (podobnie jak Niemcy). Trudno jednak traktować poważnie groźby Amerykanów, skoro Chiny są szalenie istotnym rynkiem zbytu dla ich dużych firm, które zapewne sprzeciwiłyby się agresywnej polityce wobec ChRL.

Politykę celną Trumpa wobec UE należy postrzegać inaczej. Gdyby producenci stali i aluminium z Brazylii, Korei, Rosji, Turcji, Tajwanu czy Japonii zostali zmuszeni do redukcji eksportu na rynek amerykański, ta nadpodaż zapewne trafiłaby na chłonny rynek europejski ze wszystkimi negatywnymi konsekwencjami dla producentów w UE.

Wielka Brytania liczyła w kwestii ceł na stal i aluminium na wyjątkowe traktowanie z powodu roli głównego sojusznika USA w NATO, którą potwierdziła we wsparciu ataku rakietowego na Syrię. Ale nic z tego nie wyszło – USA nie chcą o wyjątku słyszeć, co nie wróży dobrze negocjacjom układu o wolnym handlu Ameryki z Wyspami po brexicie.

Właściwą strategią dla UE zamiast narzekań na agresywne i mało przewidywalne zachowania Trumpa wydaje się przejście do kontrofensywy poprzez zmianę podejścia do transatlantyckiej umowy o wolnym handlu TTIP, z wyłączeniem najbardziej kontrowersyjnej umowy o wzajemnej ochronie inwestycji. Tu nie nastąpiła zmiana paradygmatów: umowa ma zaowocować 2-proc. wzrostem realnych dochodów dla jej stron, przyczyniłaby się też do wypracowania wspólnego stanowiska w negocjacjach o handlu i inwestycjach z Chinami.

W szczególności dla europejskich hegemonów, Niemiec i Francji, ale i Polski, wspólna polityka UE wobec chińskich inwestycji bezpośrednich i zmniejszenie barier dla europejskich inwestycji w Chinach byłyby bardzo ważne. Wobec tej kwestii konflikt z USA o cła na stal i aluminium miałby charakter trzeciorzędny. Oczywiście trudno nad nim przejść do porządku dziennego, lecz jego eskalacja wydaje się być kontrproduktywna.

Dla amerykańskiej gospodarki polityka celna Trumpa jest obosieczna. Z dużym prawdopodobieństwem negocjatorom USA uda się wywalczyć ustępstwa w umowie NAFTA z Kanadą i Meksykiem. Polityka celna nie jest jednak właściwym narzędziem dla strukturalnej poprawy amerykańskiego bilansu płatniczego. Przejściowa jego poprawa jako skutek sektorowych podwyżek ceł jest w dłuższym okresie bez znaczenia z uwagi na nieuniknioną aprecjację dolara. O tym prezydenta USA jakoś w tweetach nie ćwierka.

Aprecjacja dolara przyczyni się do potanienia importu do USA, co zwiększy jego wielkość we wszystkich sektorach gospodarki i spowoduje, że początkowa poprawa rachunku obrotów bieżących zostanie zniweczona. Cła podbiją ceny produktów firm przetwarzających stal i aluminium w USA, co uszczupli realne dochody i doprowadzi do negatywnych efektów na rynku pracy. Taki był zresztą efekt podniesienia ceł w 2002 r. przez prezydenta George'a W. Busha, z czego USA szybko się wycofały.

Administracja prezydenta Trumpa wydaje się być w sprawach polityki handlowej niewolnikiem poglądów głoszonych w czasie kampanii prezydenckiej. Pierwszy raport rady ekspertów Trumpa na ten temat stoi w sprzeczności z literaturą fachową i aktualnym stanem wiedzy.

UE wobec agresywnej polityki amerykańskiej będzie próbowała przenieść spór do Światowej Organizacji Handlu (WTO). Tutaj prezydent Trump zadbał jednak o częściowy jej paraliż poprzez blokowanie wyboru nowych sędziów do sądu apelacyjnego WTO, co od 2019 r. uczyni ją niezdolną do działania. To niebezpieczna gra, która może zniszczyć system rozstrzygania sporów międzynarodowych.

Reforma podatkowa Trumpa, która wprowadza m.in. mechanizm subwencji eksportowych, grzebie w istocie reguły podatkowe OECD i uzupełnia egoistyczną politykę handlową, której efekty będą szkodliwe dla samych USA. Pytanie, kiedy to przebije się tam do głów decydentów.

Na szczęście mamy UE

Nam pozostaje rola obserwatora tego procesu. Ale nie biernego. Na szczęście jesteśmy członkiem UE (szkoda, że nie strefy euro) i poprzez dobre relacje z naszymi partnerami, głównie z Niemcami, możemy wpływać na strategię negocjacyjną UE w tym istotnym sporze w dużo większym zakresie, niż gdybyśmy samodzielnie musieli stawiać czoło silniejszemu partnerowi.

Polska będąca beneficjentem wolnego handlu, dysponująca konkurencyjną gospodarką ze zrównoważonym rachunkiem obrotów bieżących, powinna być orędownikiem zasad wolnego handlu w świecie. Miejmy nadzieję, że ostatnie zapowiedzi prezydenta Trumpa nie wywołają u nas demona izolacjonizmu, populistycznego myślenia życzeniowego,ani też nie staną się pożywką dla taniego antyamerykanizmu.

Autor jest doradcą zarządu Konfederacji Lewiatan

Prezydent USA Donald Trump poprzez decyzję o nałożeniu cła importowego na stal (25 proc.) i aluminium (10 proc.) dał jasny sygnał chęci powrotu do protekcjonistycznej polityki handlowej. Jako uzasadnienie powołał się na względy bezpieczeństwa narodowego, co silnie dotyka Korei Południowej i Brazylii. Najwięksi eksporterzy do Ameryki – Kanada (nr 1) i Meksyk (nr 4) na razie nie zostali objęci sankcjami. Kanada nie jest zresztą oskarżana o dumping w obu sektorach. A Chiny nie odgrywają istotnej roli jako dostawca stali do USA, a przecież to właśnie ten kraj Trump oskarża o dumping.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację