Będzie się ona toczyła przede wszystkim na rynku polskim, włoskim, rumuńskim i ukraińskim.
Jak na razie z tego pojedynku lepiej wychodzi Wizz Air, który szybciej zareagował na kryzys COVID-19, mniej kłócił się z konkurencją, błyskawicznie zrestrukturyzował zatrudnienie i mało tego — bo skorzystał z brytyjskiej pożyczki państwowej, do której miał prawo, jako firma płacąca, podatki w tym kraju.
Czytaj także: Wizz Air i Ryanair znów startują z Mazur
W efekcie Wizz Air szybciej zaczął operować i ruszył z otwieraniem nowych baz. Dlatego kiedy tylko stało się to możliwe odbudował siatkę, przewoził pasażerów już w czerwcu i wcześniej, niż to zrobił Ryanair. To nie mogło ujść uwadze Ryanaira przyzwyczajonego, że chociażby na rynku brytyjskim jego największym rywalem jest easyJet, a Węgrów raczej lekceważył. Irlandczykom ze zwolnieniami z pracy nie poszło tak szybko. Teraz zapowiada się naprawdę zażarta walka, co z pewnością odbije się na cenach biletów. Chociaż wyważony prezes Wizz Aira, Jozsef Varadi raczej nie da się wciągnąć w wojnę cenową. Promocje? Tak. Ale żadne bilety za euro, czy złotówkę z jakich znany jest Ryanair, chociaż tak naprawdę za złotówkę jakiegokolwiek biletu kupić nie było można.
Oczywiście i w przyszłości zdarzały się potyczki, jak chociażby o założoną i zbazowaną w Polsce, odmrożoną linię wakacyjną Buzz (wcześniej Ryanair Sun). Wizz Air uznał, że Buzz zbyt przypomina jego własną nazwę, skierował sprawę do węgierskiego sądu i domaga się zakazania Irlandczykom jej używania na Węgrzech. O' Leary oczywiście odpowiada w swoim stylu, Fuka i wyśmiewa Varadiego, nie przyjmuje protestu do wiadomości i zapewnia, że Buzz pozostanie na węgierskim rynku bez jakichkolwiek zmian.