Gdy Grzegorz Schetyna mówi, że trzeba wrócić do kompromisu aborcyjnego, sekretarz generalny partii przekonuje, że to jego prywatne zdanie, zaś Donald Tusk i Rafał Trzaskowski twierdzą, że trzeba prawo aborcyjne liberalizować. Schetyna w odpowiedzi stwierdza, że ruch Trzaskowskiego nie istnieje. W obronie Trzaskowskiego występuje marszałek Senatu Tomasz Grodzki, choć nie jest tajemnicą, że on sam chętnie widziałby się w roli lidera PO i buduje własne polityczne zaplecze. Nawet pilni obserwatorzy mają problem, by zorientować się, kto tak naprawdę mówi w imieniu PO.

Platforma wydaje się dziś pękać wzdłuż dwóch różnych osi, co ujawniło się z całą mocą po wyroku TK z 22 października. Pierwsze to pęknięcie światopoglądowe. Młodzi politycy wydają się mieć znacznie bardziej lewicowe poglądy niż ich starsi koledzy. W programie PO z 2007 r. czytamy: „Fundamentem cywilizacji Zachodu jest Dekalog (...) zadaniem Państwa jest roztropne wspieranie rodziny i tradycyjnych norm obyczajowych, służących jej trwałości i rozwojowi. Dlatego prawo winno ochraniać życie ludzkie, tak jak czyni to obowiązujące dziś w Polsce ustawodawstwo, zakazując również eutanazji i ograniczając badania genetyczne". Kto z polityków PO popierających Ogólnopolski Strajk Kobiet (OSK), który postuluje aborcje na życzenie, podpisałby się dziś pod tymi słowami?

Drugą oś podziału wyznacza pytanie, jak odnieść się do protestów. Dla części działaczy PO opozycyjność strajku wydaje się niezwykle kusząca i chętnie wskoczyliby na tę falę społecznego buntu, która osłabiła PiS. Ale jest w PO spora grupa, którą razi radykalizm organizatorek OSK i która wie doskonale, że wyborów nie wygrywa się na ulicy, że zwycięstwo da tylko twarda polityka: partia, struktury, atrakcyjny program i liderzy potrafiący przyciągać ludzi.

Oczywiście, pluralizm wewnętrzny w partii jest wartością. Ale nie jest nią miotanie się w sprawie tożsamości. PO musi sobie dziś odpowiedzieć na pytanie, czym jest, bo wydaje się, że nie wiedzą tego również jej wyborcy. Nawet sensacyjny ostatni sondaż firmy Kantar, który pokazał zrównanie się PiS i PO, ukazujący, że wynika to ze spadku poparcia dla rządzących, opozycja zaś drepcze w miejscu.