Komentarze do wyniku wyborów prezydenckich często więcej mówią o światopoglądzie komentujących niż o rzeczywistości. Gdy bowiem słyszymy, że oto rozpoczął się marsz opozycji po władzę, przecieram oczy ze zdumienia, bo przecież opozycja już wcześniej rządziła w Rzeszowie i trudno powiedzieć, by cokolwiek odzyskała. Kiedy po prawej stronie pojawiają się stwierdzenia, że nie ma się co martwić, bo przecież Konrad Fijołek otrzymał wynik gorszy niż Tadeusz Ferenc w 2018 r., to widać, że mamy do czynienia z racjonalizacją porażki.

Zaskakujący w tym kontekście był komentarz Jarosława Gowina, który – będąc częścią obozu władzy – podsumował niedzielne głosowanie w stolicy Podkarpacia, krytykując PiS. „Atak na klasę średnią, podwyższanie podatków, centralizm zamiast samorządności i brak szacunku dla koalicjantów to utorowanie drogi do przejęcia władzy przez opozycję" – napisał Gowin, uderzając w ważne dla siebie struny. To on sprzeciwiał się planom Polskiego Ładu, które pod pozorem obniżenia podatków słabiej zarabiającym podnoszą składki bogatszym. Klasa średnia to grupa ważna dla Gowina, bo z bycia jej rzecznikiem chce uczynić swoją rację bytu w polityce. Nic więc dziwnego, że interpretuje on wyniki wyborów w Rzeszowie w ten sposób: PiS nie ma oferty dla mieszkańców dużych, wojewódzkich miast, atakuje klasę średnią i jeśli to się nie zmieni, opozycja przejmie władzę.

Wydaje się jednak, że PiS wyciągnie z tego, co wydarzyło się w Rzeszowie, dokładnie odwrotny wniosek: nie ma co się oglądać na mieszkańców dużych miast, kokietować klasy średniej, bo ona i tak nas nie poprze. Zamiast poszukiwać nowego elektoratu, co w sytuacji silnej polaryzacji politycznej jest trudne, lepiej dopieścić swój własny. Politycy PiS po wyborach w Rzeszowie mogą więc dojść do wniosku, że Polski Ład to słuszny kierunek, bo zamiast myśleć o klasie średniej, trzeba zadbać o 6 mln emerytów i dwukrotnie od tego większej liczby najsłabiej zarabiających, niż wymyślać zachęty dla przedsiębiorców, mieszkańców metropolii, którzy potem i tak pójdą oddać głos na opozycję.

To myślenie w kategoriach klientelistycznych – rolą partii jest obsługa interesów własnego elektoratu, a nie w kategorii dobra wspólnego. Ale polska polityka już dawno wzięła rozwód z ideowością. Dlatego wybory w Rzeszowie mogą być zwiastunem ostrzejszego kursu PiS wobec mieszkańców metropolii i klasy średniej oraz jeszcze ostrzejszej wojny kulturowej. Co przy okazji będzie dobrym usprawiedliwieniem, by rzecznika tych środowisk z koalicji się pozbyć.