Nie straszcie nas euro

Po raz pierwszy od 1989 r. integracja europejska stała się przedmiotem ostrego sporu dzielącego Polaków.

Aktualizacja: 16.04.2019 06:49 Publikacja: 15.04.2019 21:00

Nie straszcie nas euro

Foto: Twitter/Prawo i Sprawiedliwość

Już dwukrotnie inicjowaliśmy na łamach „Rzeczpospolitej" dyskusję o przyjęciu euro w Polsce. Zachęcaliśmy do zastanowienia się nad terminem tej ważnej operacji, do której zobowiązaliśmy się w traktacie o wejściu do Unii Europejskiej. Świadomi, że nie da się w nieskończoność stać w drzwiach, zachęcaliśmy do szerokiej debaty nad datą wejścia do eurostrefy i tempem, w jakim należy przeprowadzić tę operację. Tu – podobnie jak w pielgrzymkach – równie ważna jak finał peregrynacji jest droga, którą należy przejść, by się dobrze przygotować i wzmocnić wewnętrznie.

Czytaj także: Euro w Polsce: argumenty kontra demagogia

W naszym przekonaniu przyjęcie wspólnej waluty przypieczętuje obecność Polski w Unii Europejskiej. Będzie gwarancją, że opcja prozachodnia, którą wybraliśmy niemal równo 30 lat temu, jest nieodwracalna. Przetnie wszelkie spekulacje, że jacyś politycy dla własnych korzyści doprowadzą kiedyś do polexitu.

Nasze wezwania do dyskusji o wspólnej walucie spotkały się z odzewem głównie ekonomistów – od tych, którzy zawsze byli zwolennikami szybkiego wejścia do strefy euro, poprzez na euro nawróconych, jak były szef NBP prof. Marek Belka, aż po tych, którzy zachęcają do trzymania się złotego jak długo się da, by wykorzystać w pełni korzyści, jakie daje elastyczny kurs wymiany i posiadanie własnej polityki pieniężnej.

Odzew polityków był umiarkowany. Ci, którzy sprawują rządy i mają moc sprawczą, nie garną się do dalszej integracji europejskiej, czego dają dowód w potyczkach z Brukselą. Opozycja o potrzebie przyjęcia euro mówiła nieśmiało, mając w pamięci niezrealizowaną obietnicę premiera Tuska z 2008 r. i topniejące poparcie dla zohydzanej Polakom od lat wspólnej waluty.

Od soboty mamy nową fazę obrzydzania euro. Zamiast rzeczowej dyskusji rządząca partia uruchomiła negatywną kampanię obliczoną na doraźną korzyść polityczną. Dla wyborczych profitów PiS przystąpił do kopania głębokiego rowu dzielącego Polaków w kwestii tego, jak ma wyglądać dalszy udział w integracji europejskiej. Rowu, który podzieli nas na lata i utrudni podejmowanie racjonalnych decyzji o przyszłości złotego.

Straszy się Polaków drożyzną, jaką euro ma rzekomo spowodować, co jest argumentem fałszywym, jak dowodzi w dzisiejszym tekście w „Rzeczpospolitej" prof. Jan Czekaj, były członek RPP. Jeszcze jeden absurd polega na tym, że PiS, mówiąc: „europejskie płace – tak, europejskie ceny – nie", jednocześnie odmawia strajkującym nauczycielom podwyżek, które przybliżyłyby ich o włos do europejskich poborów. Bo w wielu przypadkach europejskie ceny już mamy, gdyż tak je kształtuje rynek, a nie rządzący.

Czytaj także: Czekaj: Straszenie Polaków euro

Polityka przeorania emocjami społeczeństwa nie sprawdza się w sferze finansów – niezależnie, czy dotyczy to państwa, czy portfeli i kont szeregowych Polaków. Tymczasem w globalizującym się świecie jak mało co potrzebne jest nam szukanie rozwiązań optymalnych, ucieranie poglądów, w jakim kierunku mamy zmierzać. Kampania przeciw euro może to poważnie utrudnić. A wtedy być może skrępujemy sobie ręce jak Dania, która w 2000 r. w drodze referendum odrzuciła przyjęcie wspólnej waluty. Mimo to naśladuje politykę pieniężną EBC i trzyma niemal niezmienny kurs korony do euro, a duńscy przedsiębiorcy powtarzają z rozbrajającym uśmiechem: – Ależ my euro już mamy, tylko ze względów politycznych nazywa się korona...

Drugie państwo z traktatową derogacją w sprawie waluty to Wielka Brytania, która właśnie Unię opuszcza. Niektórzy mówią, że gdyby swego czasu zamieniła funta na euro, do brexitu by pewnie nie doszło. Bo wspólna waluta czyni obecność w UE nieodwracalną. Warto o tym pamiętać w naszym kraju. Dlatego – byśmy dobrze zrozumieli wasze intencje – nie straszcie nas euro, drodzy polscy politycy. Zwłaszcza że do tematu zapewne szybko trzeba będzie wrócić.

Już dwukrotnie inicjowaliśmy na łamach „Rzeczpospolitej" dyskusję o przyjęciu euro w Polsce. Zachęcaliśmy do zastanowienia się nad terminem tej ważnej operacji, do której zobowiązaliśmy się w traktacie o wejściu do Unii Europejskiej. Świadomi, że nie da się w nieskończoność stać w drzwiach, zachęcaliśmy do szerokiej debaty nad datą wejścia do eurostrefy i tempem, w jakim należy przeprowadzić tę operację. Tu – podobnie jak w pielgrzymkach – równie ważna jak finał peregrynacji jest droga, którą należy przejść, by się dobrze przygotować i wzmocnić wewnętrznie.

Pozostało 85% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Komentarze
Bogusław Chrabota: Polacy nie chcą NATO w Ukrainie. Od lat jesteśmy trenowani, by się tego bać
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Ziobro, Woś, Pegasus i miliony z Funduszu Sprawiedliwości. O co toczy się gra?
Komentarze
Artur Bartkiewicz: „Pan jest członkiem”. Dlaczego Polaków nie wzrusza cierpienie polityków PiS?
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Rosyjska rakieta nad Polską. Czas przyzwyczaić się do nowej rzeczywistości
Komentarze
Stefan Szczepłek: Dlaczego reprezentacja Polski jedzie na Euro 2024