Po tym, jak potraktował opozycję Marszałek Sejmu Marek Kuchciński, jak Sejm został otoczony uzbrojonymi oddziałami policji, która nie wpuszcza na jej teren dziennikarzy i po słowach, które padły z drugiej strony podczas manifestacji przed parlamentem, trudno mi sobie wyobrazić, by za kilka dni, jak gdyby nigdy nic, posłowie wrócili do swej pracy i udawali, że nic się nie stało. Nie, dynamika obecnej sytuacji jest taka, że konflikt może narastać i doprowadzić do sytuacji, nad którą trudno będzie – zarówno opozycji jak i rządzącym – zapanować.
Dlatego też ci, którzy mają władzę powinni zrobić krok w tył. Używanie siły wobec opozycji nie jest metodą na sejmowy dialog. Marek Kuchciński nie musi lubić swoich politycznych przeciwników, ale ma ich traktować zgodnie z parlamentarnym zwyczajem jak Marszałek Sejmu, a nie jak prefekt policji stadionowych chuliganów.
Być może opozycja wczoraj popełniła błąd, rozpoczynając okupację sejmowej mównicy na znak protestu wobec wykluczenia z obrad jednego z posłów Platformy. Ale reakcja na to PiS była zupełnie nieproporcjonalna. Przeniesienie obrad do Sali Kolumnowej, której siłą strzegła Straż Marszałkowska utrudniając wejście posłom opozycji, którzy mają obowiązek uczestniczyć w pracach Sejmu, oraz uniemożliwiając wejście dziennikarzom, którzy działa na mocy konstytucji, która mówi o prawie obywateli do uczestniczenia, zapisywania dźwięku i obrazu podczas posiedzeń m.in. Sejmu, to wszystko wydarzenia bez precedensu.
A gdy pod Sejm – mimo mrozu - na manifestację KOD zaczęły ściągać setki protestujących, policja otoczyła polski parlament zmieniając go w twierdzę.
Opozycja uważała, że blokując mównicę, zmusi PiS do wycofania nowych zasad radykalnie ograniczających dostęp mediów do pracy w parlamencie. PiS nie chciał okazywać słabości odpowiedział jednak bezwzględnie i brutalnie. Szybko jednak przestało chodzić o prawa dziennikarzy, a spór ostro się zaognił.