Deficyt mieszkań ma swojską twarz. Właściwie nigdy w powojennej historii naszego kraju podaż mieszkań nie była w stanie zdążyć za popytem. W Polsce ludowej z budowania bloków, zwłaszcza z wielkiej płyty, zrobiono religię. Jej odwrotną stroną była nieefektywność systemu, a przede wszystkim produktu – jakość budowanych przez państwo mieszkań była tradycyjnym przedmiotem kpin, choćby w komediach Stanisława Barei.
Zmiany miał przynieść nadwiślański kapitalizm. Ale, jak widać, nie całkiem się to powiodło. Mieszkań wciąż brakuje, ceny pną się do góry, a kwestia własnego M wciąż jest obsesją wchodzących w życie pokoleń.