Komisja historyków opublikowała raport, według którego w powojennym resorcie sprawiedliwości RFN pełno było nazistów. A to znacznie utrudniało proces denazyfikacji. 71 lat od upadku III Rzeszy wciąż na jaw wychodzą fakty, które rzucają nowe światło na ten wzorcowy – jak się wielu zdawało – model rozliczeń z totalitaryzmem.

Przykład ten warto zadedykować wszystkim, którzy twierdzą, że przeszłość nie ma żadnego znaczenia. Skoro funkcjonariusze hitlerowskiej partii czuli się bardziej lojalni wobec siebie nawzajem niż wobec państwa niemieckiego, trudno się spodziewać, by inaczej było w przypadku funkcjonariuszy komunistycznych. Historia Polski zna wystarczająco wiele przykładów, gdy uwikłanie w mroczne sprawy z epoki PRL kładło się cieniem na fundamentach III RP.

Jedna z najważniejszych dziedzin życia społecznego, czyli wymiar sprawiedliwości z sądami na czele, nie została poddana żadnej systemowej dekomunizacji. Trudno się więc dziwić, że w PiS pojawiają się pomysły domknięcia rozliczeń z PRL. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych nie chce, by odpowiedzialne stanowiska w policji zajmowali funkcjonariusze, którzy karierę rozpoczęli w Milicji Obywatelskiej. Resort sportu chce zaś usunąć z organizacji sportowych osoby z przeszłością w służbach PRL.

To oczywiście tylko gesty, bo po 27 latach nie da się przeprowadzić systemowej dekomunizacji. A gesty – owszem, są potrzebne, tyle że warto przy okazji zwrócić uwagę PiS na dwie sprawy. Po pierwsze, spóźniona dekomunizacja nie zastąpi pozytywnego programu reform. Po drugie, partia rządząca byłaby dużo bardziej wiarygodna, gdyby dzięki PiS (a nawet w samej partii) karier nie robili ludzie o PZPR-owskim rodowodzie. W innym wypadku bowiem dekomunizacja może zostać uznana za pospolite narzędzie w walce o władzę i wpływy. A przecież PiS – z pewnością – nie o to chodzi