Hiszpania: Franco wciąż dzieli królestwo

Prochy dyktatora wyprowadzono z bazyliki w Dolinie Poległych. Ale połowa Hiszpanów nadal uważa, że niesłusznie.

Aktualizacja: 25.10.2019 11:29 Publikacja: 24.10.2019 19:02

Trumna z prochami Francisco Franco okryta całunem z jego rodowym herbem opuszcza bazylikę Valle de l

Trumna z prochami Francisco Franco okryta całunem z jego rodowym herbem opuszcza bazylikę Valle de los Caidos

Foto: AFP

To miało być miejsce, które w zamyśle Franco „stawi czoła czasowi i zapomnieniu". Budowany przez niemal dwie dekady niewolniczą pracą republikańskich jeńców gigantyczny podziemny kościół został wykuty w górach Guadarrama, 50 km na północny zachód od Madrytu i ledwie 12 km od pałacu-opactwa Escorial Filipa V, najpotężniejszego z królów Hiszpanii. Jasny sygnał, że tak jak monarcha, nad którego imperium „słońce nigdy nie zachodziło", generalissimus ma zapewnione miejsce w hiszpańskiej historii.

Kalkulacja polityczna

O ile jednak prochom Filipa V nie grozi przeprowadzka, o tyle w czwartek kilkanaście minut po 12 miliony Hiszpanów zobaczyło na ekranach telewizorów, jak otwierają się wrota katedry i wynurza się z nich ośmiu członków rodziny Franco niosących trumnę dyktatora. Zaraz za nimi szedł przeor opactwa benedyktynów, który sprawuje nadzór nad bazyliką. A także minister sprawiedliwości Dolores Delgado, która w imieniu państwa miała zaświadczyć, że wszystkie procedury zostały dotrzymane. Chwilę później prochy zostały wniesione do helikoptera, który przetransportował je na cmentarz El Pardo w północnej części hiszpańskiej stolicy, gdzie spoczywa już żona generała Maria del Carmen Franco.

Choć dyktator zmarł w 1975 r., żaden premier demokratycznej Hiszpanii od tego czasu nie zdecydował się ruszyć tego świętego dla skrajnej prawicy miejsca w obawie, że może to zdestabilizować młodą demokrację. Nie mieli na to odwagi nawet socjalistyczni szefowie rządu: Felipe Gonzalez i José Luis Zapatero. Ruch wykonał dopiero Pedro Sánchez, choć doszedł do władzy w czerwcu ub.r. nie w wyniku wygranych wyborów, tylko po obaleniu rządu konserwatywnego Mariano Rajoya z powodu afer korupcyjnych i który także w głosowaniu w kwietniu tego roku nie wywalczył dla socjalistycznej PSOE większości w Kortezach.

– 10 listopada czekają nas kolejne wybory do parlamentu. Dlatego wielu uważa, że prochy Franco zostały wyprowadzone z Doliny Poległych akurat teraz w celach politycznych, aby zmobilizować lewicowy elektorat. Tym bardziej że operacja była transmitowana na żywo – mówi „Rzeczpospolitej" Alberto Madrigal, niezależny politolog z Madrytu.

To jest finał długiej batalii, bo Francis Franco, wnuk dyktatora, podobnie jak reszta rodziny robił wszystko, aby ten proces zablokować. Gdy Kortezy poparły wyprowadzenie prochów dyktatora dzięki wstrzymaniu się od głosu prawicowych ugrupowań Partido Popular i Ciudadanos, odwołał się on do Sądu Najwyższego i Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu.

Błąd Kościoła

Do końca sojusznikiem frankistów okazali się też benedyktyni, którzy czerpią z praw do odwiedzenia opactwa ogromne dochody. Dopiero interwencja Franciszka złamała ich opór.

– To będzie miało fatalne skutki dla hiszpańskiego Kościoła, który przez dziesięciolecia był sojusznikiem dyktatury. Jan Paweł II bardzo zaangażował się w przywrócenie mu neutralnej względem skrajnej prawicy pozycji. Ale teraz ten wizerunek znów został zniszczony – mówi „Rzeczpospolitej" Juan Sisinio Perez Garzia, profesor historii współczesnej na Uniwersytecie Castilla la Mancha.

Francisowi Franco nie udało się też zmusić władz do przeniesienia prochów dziadka do przylegającej do Pałacu Królewskiego katedry Almudena, gdzie rodzina ma swoją kaplicę. Z powodu jego oporu to państwo musiało zresztą odnowić kaplicę grobową na cmentarzu w El Pardo, zainstalować tu pancerne drzwi i system monitoringu.

Mimo zakazu rządu wnuk dyktatora włożył jednak do trumny oficjalną flagę królestwa sprzed przywrócenia demokracji. Rodzina zdecydowała także, że nie zmieni całunu, który okrywa ciało Franco na znak ciągłości miejsca jego spoczynku. W ostatnim geście buntu krewni pożegnali go okrzykiem: „Viva, Franco! Viva, Espana!".

Polityczne korzyści

Poparcie dla PSOE wyraźnie spadało od kilkunastu dni z powodu narastającego napięcia w Katalonii. Coraz więcej Hiszpanów dochodziło do wniosku, że tylko prawica może dać sobie radę ze zbuntowaną prowincją. Ale to załamanie zostało wedle najnowszych sondaży wstrzymane.

– Brak rozliczenia z frankizmem stanowi potężne paliwo dla katalońskich secesjonistów, szczególnie o orientacji lewicowej. Zdjęcia z Doliny Poległych odbierają im inicjatywę – uważa Alberto Madrigal.

Ale to zwycięstwo, jeśli w ogóle, jest połowiczne: lewica i prawica mają mniej więcej podobne poparcie. Bo też w taki sam sposób hiszpańskie społeczeństwo dzieli się, gdy idzie o sprawę wyprowadzenia prochów Franco: 41,9 proc. uważa, że to słuszna inicjatywa, 42,1 proc. ma odwrotne zdanie, a 16 proc. się nie wypowiada – podaje portal El Espanol.

– Sánchez uważa, że doprowadził do zakończenia procesu pozbycia się dziedzictwa frankizmu. Ale prawda jest inna. W szkołach mówi się, że w trakcie wojny domowej obie strony dopuszczały się przemocy, zapominając o masowych zbrodniach dyktatury już po zakończeniu walk w 1939 r. Bardzo duża część społeczeństwa nie zna więc prawdziwego charakteru tego reżimu – uważa Alberto Madrigal.

Zdaniem słynnego brytyjskiego historyka Antony'ego Beevora niezależnie od ofiar walk w czasie wojny domowej, trwający do początku lat 50. „biały terror" pochłonął 200 tys. ofiar, podczas gdy „terror czerwony" 38 tys. ofiar.

José Luis Zapatero, którego dziadek został rozstrzelany przez frankistów, wprowadził ustawę o pamięci historycznej. Pozwoliła na identyfikację prochów pierwszych ofiar po stronie republikanów. Gdy jednak wróciła do władzy prawica, budżet na wykonanie tych przepisów został wstrzymany i tak jest do dziś. Ekshumacje są przeprowadzane na niewielką skalę dzięki przekazom zagranicznym. Nigdy nie doszło też do wypłaty rekompensat za majątek przejęty od przeciwników politycznych przez Franco.

W samej bazylice Valle de los Caidos spoczywa około 40 tys. ofiar wojny domowej, w tym bardzo wielu bezimiennych republikanów sprowadzonych bez zgody rodzin ze wspólnych grobowców. Teraz ma się rozpocząć proces ich ekshumacji tak, aby dotychczasowe miejsce kultu frankizmu stało się ośrodkiem pojednania Hiszpanii.

To miało być miejsce, które w zamyśle Franco „stawi czoła czasowi i zapomnieniu". Budowany przez niemal dwie dekady niewolniczą pracą republikańskich jeńców gigantyczny podziemny kościół został wykuty w górach Guadarrama, 50 km na północny zachód od Madrytu i ledwie 12 km od pałacu-opactwa Escorial Filipa V, najpotężniejszego z królów Hiszpanii. Jasny sygnał, że tak jak monarcha, nad którego imperium „słońce nigdy nie zachodziło", generalissimus ma zapewnione miejsce w hiszpańskiej historii.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Historia
Naruszony spokój faraonów. Jak plądrowano grobowce w Egipcie