To było już kolejne śledztwo, wszczęte na skutek nacisków krewnych ofiar oraz rosyjskich mediów, które co chwila publikowały kolejne wersje wydarzeń z lutego 1959 r. - Uszkodzenia ciał zabitych członków wyprawy odpowiadają uszkodzeniom ciał ofiar lawin - stwierdził w rozmowie z agencją TASS Andriej Kuriakow, zastępca prokuratora generalnego Federalnego Okręgu Uralskiego cytowany przez Onet.
Według Kuriakowa nowe sekcje zwłok oraz analiza dokumentów potwierdziły, że większość uczestników wyprawy zmarła z wyziębienia, a jedna osoba zmarła z powodu krwotoku wewnętrznego spowodowanego licznymi złamaniami żeber. Prokuratorzy uważają, że również ten przypadek jest tożsamy ze śmiercią w wyniku przygniecenia śniegiem - Kuriakow opisał dziennikarzom piłeczkę tenisową, która pęka po bokach, jeśli zostanie przygnieciona olbrzymim ciężarem.
Tragedia na Przełęczy Diatłowa to temat nieustających śledztw dziennikarskich, nie tylko w Rosji. Na temat zdarzenia sprzed 61 lat powstały filmy (w tym hollywoodzki film Renny'ego Harlina z 2013 r.), liczne książki, a nawet wyprodukowana w Polsce gra komputerowa. Trudno się temu dziwić - okoliczności zdarzenia wciąż pozostają tajemnicą i być może nigdy nie zostaną do końca wyjaśnione.
Na pewno wiadomo tyle: 25 stycznia 1959 r. z miasteczka Iwdiel na północnym Uralu wyruszyła 10-osobowa grupa studentów i absolwentów Politechniki w Swierdłowsku (dziś - Jekaterynburgu). Na jej czele stał doświadczony uczestnik wielu podobnych wypraw, 23-letni Igor Diatłow (którego imieniem została po katastrofie nazwana przełęcz). Celem była Góra Otorten, do której ostatecznie nie dotarli.