Mało które hasło działa tak mobilizująco na klientów jak wyprzedaż. Ponieważ polskie prawo dość słabo reguluje jaką akcję promocyjna można w ten sposób nazwać i kiedy ją przeprowadzać, sklepy zdecydowanie nadużywają tego określenia. W Wielkiej Brytanii choćby jest ściśle określony czas w roku kiedy sklepy mogą organizować wyprzedaże i poza nim jest to zabronione.
W Polsce też by się taka regulacja przydała ponieważ przeprowadzona przez Deloitte we współpracy z firmą Dealavo analiza ofert ponad tysiąca e-sklepów pokazuje, że wbrew intensywnemu marketingowi klientom mogło być ciężko znaleźć produkty, które faktycznie były znacząco przecenione.
Eksperci pomiędzy 16 listopada 2018 (tydzień przed Black Friday) a 7 stycznia 2019 roku analizowali ceny takich kategorii jak kosmetyki i perfumy, słodycze, książki, gry, zegarki, zabawki, muzykę, a także drobny sprzęt AGD, konsole, laptopy. . Łącznie przebadano ponad 300 produktów, które znajdują się w ofercie ponad 1 tys. sklepów online.
Jak wynika z analizy pięciu dużych i znanych sklepów internetowych, które reklamowały się naprawdę dużymi obniżkami (nawet do 70 proc.), prowadzone kampanie marketingowe miały niewiele wspólnego z rzeczywistością. Przede wszystkim promocje obejmowały ceny zaledwie 30-50 proc. produktów, które dany sklep ma w swojej ofercie. – Obniżki te, wbrew przekazom marketingowym, na pewno nie sięgały 50-70 proc. Maksymalne obniżki pojedynczych produktów wynosiły 40 proc. Średnio było to jednak od 5 do 12 proc. – mówi Agnieszka Szapiel, Menedżer w zespole strategii, Deloitte.
Co ciekawe, ceny niektórych produktów po Nowym Roku wzrosły w porównaniu z cenami sprzed Black Friday. – Nie mówimy tu o pojedynczych przypadkach. Nasza analiza pokazała, że w sklepach, które promowały się naprawdę dużymi obniżkami, w górę poszły ceny aż 30-40 proc. produktów – mówi Jakub Kot, Prezes Dealavo.