Liberałowie uważają, że państwa ot tak, po prostu, zlikwidować się nie da. Bo jego przedstawiciele dysponują siłą. A stosowanie terroru w walce z nimi i państwem jest jeszcze gorsze niż samo państwo. Zakres władzy państwa trzeba jednak ograniczać. Bo ludzie są żądni władzy, stanowisk i związanych z nimi zarobków – także w postaci łapówek za użycie instrumentów tej władzy w czyimś interesie. Ponoć to „okazja czyni złodzieja", więc im mniej okazji, tym lepiej. Im mniejszą ludzie skłonni ulegać okazjom będą mieć władzę, im mniej będą mogli przy jej wykorzystaniu zrobić złego, tym lepiej.

Jednym z segmentów gospodarki, które podlegają szczególnej kontroli ze strony państwa, jest rynek finansowy. Czy można sobie wyobrazić jego działanie bez nadzoru? Czy gdyby nie istniała Komisja Nadzoru Finansowego, byłoby dużo więcej afer, niż było mimo jej istnienia? Nadzór nie zapobiegł oszukiwaniu wielu przedsiębiorców przez banki na tzw. opcjach walutowych. Nie zrobił nic w sprawie kredytów frankowych, które nie powinny być udzielane wszystkim, polisolokat, które nie powinny być sprzedawane wszystkim. A mieliśmy jeszcze aferę Warszawskiej Grupy Inwestycyjnej czy Interbrok, o których już się zapomina. I najnowsze: Amber Gold i GetBack. Tych z XX w. już nie warto wymieniać! Mało? Mogłoby być dużo więcej dużo większych afer, gdyby nie było KNF? Może nie starcza mi wyobraźni, ale trudno mi to sobie wyobrazić. Może KNF podpowie, jakim aferom zapobiegła? Bo jakim nie zapobiegła, wiadomo.

W maju polecałem na tych łamach książkę „No One Would Listen: A True Financial Thriller". Harry Markopolos opisuje w niej, jak przez dziewięć lat próbował przekonać amerykańską Komisję Papierów Wartościowych i Giełd (SEC), że zwroty z inwestycji, jakie zapewniał Bernard Madoff, są matematycznie niemożliwe, dochodząc do wniosku, że urzędnicy „nie zrozumieli nic z rozmowy oprócz słów »dzień dobry«". I pytałem, dlaczego niby pochodzący z politycznego zaciągu urzędnicy polskiej KNF mieliby rozumieć coś więcej? Okazuje się jednak, że chyba zrozumieli. Markopolos doszedł do wniosku, że „posyłanie prawników do nadzorowania rynków kapitałowych to jak posyłanie kurczaków, by polowały na lisy". Jemu nie starczyło wyobraźni, po co jeszcze można niektórych prawników posyłać!

Autor jest adwokatem, profesorem Uczelni Łazarskiego i szefem rady WEI