Nie tylko dlatego, że po nieudanym remoncie zatraciła swój wielkomiejski charakter, stając się kiczowatym pasażem w sercu stolicy, ale również dlatego, że kojarzy mi się nieodmiennie z katastrofą w Smoleńsku, a raczej z tym, co wyprawiało się na tej ulicy przez wiele dni po tragedii.

Pamiętam pewien kwietniowy wieczór 2010 roku, gdy musiałem przeciskać się przez zionący alkoholowymi wyziewami tłum wesoło rechoczący i klnący obok krzyża, pod którym zbierali się zwolennicy nieżyjącego prezydenta. Nie zapomnę tego szoku, poczucia obcości, że oto miejsce, gdzie tyle razy zdarzyło mi się spacerować czy biec na zajęcia na uniwersytecie, zostało nagle zawłaszczone przez dzikie plemię. Plemię, które nie tylko pluje na krzyż i pamięć o nieżyjącym prezydencie, ale także na całe miasto, na cały kraj, jego kulturę i historię. Ci barbarzyńcy obsikiwali potem znicze wystawione ku czci ofiar katastrofy. I właśnie z tym sikaniem na cmentarzu kojarzy mi się teraz Krakowskie Przedmieście. Z wódką, bekaniem i przekleństwami. Ulica – niegdyś salon Warszawy – nieoczekiwanie zamieniła się w pastwisko dla bydła.

Przypomniało mi się to wszystko nie tylko z powodu kolejnej rocznicy Smoleńska, ale również dlatego, że nieopodal miejsca, gdzie obsikiwano znicze, doszło do kolejnej plugawej akcji. W kościele św. Anny – również na Krakowskim Przedmieściu – kilka osób wdarło się do świątyni, aby zorganizować tam protest proaborcyjny. Ustawkę sfilmowały kamery, a całość tego – pożal się Boże – protestu można było obejrzeć na profilu „Gazety Wyborczej" w internecie. Potem pani, która była twarzą tej akcji, zapytana w telewizji o powody takiej formy protestu, opowiadała o tym, że turyści na warszawskim rondzie de Gaulle'a zastanawiają się, czy stojąca tam palma jest prawdziwa czy sztuczna, i dlatego kobiety powinny mieć wybór. Wywodów tej pani nijak nie dało się zrozumieć i prowadzący – wobec braku jakiegokolwiek z nią kontaktu – zmuszony był w końcu przerwać program.

Obserwując sześć lat temu dzicz plującą na krzyż, zastanawiałem się, skąd bierze się taka nienawiść. Czy odebrało im rozum? – spoglądałem zszokowany. Teraz – po akcji w kościele św. Anny i próbą telewizyjnej rozmowy z jego uczestniczką – znam już odpowiedź na to pytanie.