Po sobotnich marszach protestacyjnych w Paryżu i innych miastach, które przyciągnęły około 36 tys. osób, siedem związków zawodowych wezwało pracowników oświaty do wstrzymania się od pracy w czwartek.
Wielu nauczycieli i rodziców obawia się rządowego planu reformy francuskiego systemu edukacji, zwanej "Loi Blanquer" od nazwiska ministra edukacji Jean-Michela Blanquera. Do tej pory w szkołach protesty odbywały się sporadycznie i w sposób nieskoordynowany. Teraz czwartek ma być pierwszym wspólnym dniem protestu, w efekcie którego wiele szkół będzie zamkniętych.
We Francji prawo zobowiązuje szkoły do opieki nad uczniami nawet w przypadku strajku, ale zapewniona jest tylko "usługa minimalna" - bez lekcji, zajęć pozalekcyjnych, a nawet bez posiłków na stołówkach. Jednak mimo przepisów niektóre szkoły mogą być całkiem nieczynne - z powodu braku personelu.
Reforma "Loi Blanquer" musi jeszcze zostać zatwierdzona przez Senat. Jeśli ten nie zablokuje rządowych planów, zmiany mają wejść w życie we wrześniu, na początku roku szkolnego.
Najbardziej kontrowersyjną kwestią reform jest plan grupowania szkół podstawowych, gimnazjów i szkół średnich w jednej jednostce administracyjnej, z jednym dyrektorem odpowiedzialnym za wszystkie trzy placówki. Związki zawodowe i rodzice uważają, że pozbycie się dyrektorów szkół podstawowych i gimnazjów oraz wprowadzenie tych szkół pod kuratelę innego dyrektora zepsuje bliskie relacje nauczycieli z rodzicami. Obawiają się też zamknięcia części szkół, zwłaszcza na obszarach wiejskich.