Migalski: Jak wyjść z konfliktu wokół IPN z jak najmniejszymi stratami

Jedyną szansą na zminimalizowanie naszych strat związanych z konfliktem wokół nowelizacji ustawy o IPN jest przeniesienie go z poziomu narodowego na poziom państwowy. Mówiąc najprościej – w interesie obywateli RP jest to, by przestano mówić o Polakach, a zaczęto mówić o państwie polskim.

Aktualizacja: 02.02.2018 19:24 Publikacja: 02.02.2018 15:51

Migalski: Jak wyjść z konfliktu wokół IPN z jak najmniejszymi stratami

Foto: Adobe Stock

Na płaszczyźnie narodowej nie mamy szans na wyjście bez poważnych strat z konfrontacji z Żydami. Ich w czasie drugiej wojny światowej zginęło około 6 milionów, nas nie więcej niż 2,5 miliona. Używany przez naszych rodaków argument, iż Polska poniosła stratę w postaci śmierci 6 milionów swych obywateli, jest bałamutny, bowiem połowa z tej liczby to właśnie polscy Żydzi, a około pół miliona stanowili obywatele II RP pochodzenia ukraińskiego, białoruskiego i… niemieckiego. Dlatego licytacja o to, kto bardziej ucierpiał, nie ma z naszego puntu widzenia sensu.

Tym bardziej, że jeszcze jedna okrutna statystyka nie pozwala stronie polskiej na udział w sporze o to, który naród bardziej ucierpiał ze strony okupanta: procent tych, którzy przeżyli. W odniesieniu do Żydów ten współczynnik waha się na poziomie zaledwie 10% (na ziemiach polskich spadając prawie do zera), podczas gdy wobec Polaków wynosi około 90%. Tak – w latach 1939-45 zginęło 9 na 10 Żydów i co dziesiąty Polak. Na marginesie – w państwach kolaborujących lub współdziałających z Hitlerem, procent Żydów, którym udało się przetrwać był zaskakująco wysoki. Timothy Snyder w swej książce „Czarna ziemia” przytacza dane mówiące o tym, że tak się stało w odniesieniu do 2/3 rumuńskich Żydów, połowy węgierskich, 3/4 bułgarskich, czy… 4/5 włoskich! Działo się tak nie dlatego, że w porównaniu z Polakami obywatele tamtych państw byli mniej antysemiccy, ale dlatego, że zachowano w nich suwerenność i dzięki temu mogli oni chronić „swoich” Żydów.

Drugim powodem, dla którego w obecnej chwili powinniśmy porzucić kryterium narodowe na rzecz państwowego, jest różnica w tym, jak zachowywali się w czasie wojny Polacy, a jak państwo polskie. To drugie walczyło w nazistami od pierwszego dnia, wspomagało Żydów, utworzyło Żegotę, zabijało szmalcowników. Funkcjonariuszami tego państwa byli Jan Karski, Irena Sendler, rtm. Pilecki. Państwu polskiemu w interesującej nas materii nie można nic zarzucić.

A Polacy? Jak oni się zachowywali? Według różnych szacunków w pomoc Żydom zaangażowanych było od 300 tysięcy do miliona z naszych rodaków. Od kilkudziesięciu do 200 tysięcy z kolei brało udział w zabójstwach, rabunkach, donosicielstwie wobec naszych żydowskich sąsiadów. Dokładne szacunki nie są dziś możliwe, ale przyjmijmy, że po zsumowaniu, i uwzględnieniu marginesu błędu, w jakąkolwiek aktywność wobec Żydów (pomoc lub mordowanie, ratowanie lub donoszenie) zaangażowanych było około miliona Polaków. Biorąc pod uwagę, że w było ich wówczas około 25 milionów (1/3 przedwojennej RP była mniejszościami narodowymi), musimy dojść do wniosku, że wobec swych żydowskich sąsiadów aktywnie odnosiło się około 4-5% narodu polskiego. Oznacza to, że około 95% Polaków była wobec ich losu… no właśnie – obojętna? bierna? zdystansowana?

Dobór odpowiednich słów zależy już od intencji ich użytkownika. Ale jakiekolwiek one będą, bezspornym faktem pozostaje to, że w działalność prożydowską lub antyżydowską angażował się margines naszego narodu, a jego przygniatająca część pozostała bez reakcji na holocaust. Różne mogły być tej bierności motywacje – strach (pewnie najczęstszy), lęk, przerażanie skalą okrucieństwa, radość z losu nielubianych „obcych”, oczekiwanie na ich majątki. Dziś nie sposób zbadać jaki procent tej przyglądającej się z dystansu polskiej większości oddawał się jakim uczuciom, a przypisanie całości jednej motywacji na pewno musi zakończyć się mistyfikacją i nieuzasadnionymi uproszczeniami.

Tu refleksja osobista – w niedzielę byłem w waszyngtońskim Muzeum Holocaustu. Szczególną uwagę poświęciłem temu, jak przedstawiony jest tam nasz kraj. Z jednej strony bardzo pozytywnie – wystawę otwierają informacje o tym, że Polska była pierwszą ofiarą nazistowskich Niemiec, ofiary terroru w Bydgoszczy i innych polskich miastach jesienią 1939 roku są mocno wyeksponowane. Wśród Sprawiedliwych najwięcej jest Polaków (szczególnie podkreślono rolę Karskiego i Sendler), a Żegocie poświęcono osobną tablicę. Ale z drugiej strony o AK pisze się tak jako o „nacjonalistycznej” i „niechętnej Żydom”, większość Polaków określa się jako „bystanders”, czyli biernych widzów, obserwatorów, a o powojennych pogromach pisze się w oparciu o te, które miały miejsce w Kielcach, Lublinie, Sosnowcu i Krakowie (kończąc informacją, że ponad 60.000 Żydów opuściła Polskę w 1945 roku, by udać się do… zachodnich części Niemiec). Jak widać nasz obraz jest na tej wystawie co najmniej dwuznaczny i o ile działania państwa polskiego przynoszą nam chlubę (z wyjątkiem uwag o AK), o tyle opis tego, jak zachowywali się Polacy, raczej wstyd.

Jaki płynie z tego wniosek? Taki oto, że strona polska musi porzucić płaszczyznę debaty o tym, jak zachowywali się Polacy i przenieść debatę na ocenę działań państwa polskiego. W tym pierwszym przypadku na pewno poniesiemy klęskę – zawsze znajdzie się jakiś żyjący jeszcze świadek Zagłady, który prawdziwie przypomni sobie, jak jego polski gospodarz zabijał kogoś z jego rodziny, lub jak musiał uciekać przed polskimi szmalcownikami. Chwaląc się Sprawiedliwymi Wśród Narodów Świata, musimy mieć świadomość, że w tysiącach liczą się także najgorsze kanalie, które były Polakami i nie wahały się zabijać i prześladować swoich żydowskich sąsiadów (nawet po wojnie). Jeśli więc nadal polska dyplomacja posługiwać się będzie terminem „Polacy”, to wojnę o pamięć o tym, co działo się w Europie w latach 1939-45, na pewno przegramy. Szansą, być może jedyną, jest posługiwanie się terminem „Państwo Polskie” – wówczas mamy wszelkie narzędzia ku temu, by wyjść z tego konfliktu z jak najmniejszymi stratami. Bo że wyjść z niego bez strat nie możemy, to już wiadomo.

Na płaszczyźnie narodowej nie mamy szans na wyjście bez poważnych strat z konfrontacji z Żydami. Ich w czasie drugiej wojny światowej zginęło około 6 milionów, nas nie więcej niż 2,5 miliona. Używany przez naszych rodaków argument, iż Polska poniosła stratę w postaci śmierci 6 milionów swych obywateli, jest bałamutny, bowiem połowa z tej liczby to właśnie polscy Żydzi, a około pół miliona stanowili obywatele II RP pochodzenia ukraińskiego, białoruskiego i… niemieckiego. Dlatego licytacja o to, kto bardziej ucierpiał, nie ma z naszego puntu widzenia sensu.

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Kraj
Ćwiek-Świdecka: Nauczyciele pytają MEN, po co ta cała hucpa z prekonsultacjami?
Kraj
Sadurska straciła kolejną pracę. Przez dwie dekady była na urlopie
Kraj
Mariusz Kamiński przed komisją ds. afery wizowej. Ujawnia szczegóły operacji CBA
Kraj
Śląskie samorządy poważnie wzięły się do walki ze smogiem
Kraj
Afera GetBack. Co wiemy po sześciu latach śledztwa?