Debata miałaby doprowadzić do przyjęcia ustawy autorstwa Hilary'ego Benna z Partii Pracy, która ma nałożyć na rząd obowiązek ponownego zwrócenia się do Brukseli z prośbą o przełożenie brexitu, jeśli do 19 października brytyjski rząd nie wynegocjuje z UE nowej umowy ws. brexitu lub parlamentarzyści do tego czasu nie poprą brexitu bez umowy.
W poniedziałek brytyjskie media, powołując się na przedstawiciela rządu, który rozmawiał z dziennikarzami podawały, że jeśli rząd Johnsona przegra głosowanie ws. umieszczenia w porządku obrad ustawy, która ma zablokować twardy brexit, wówczas zdecyduje się na przedterminowe wybory, do których miałoby dojść w połowie października (Sky News podaje datę 14 października). Gdyby Johnson i torysi wygrali wybory, wówczas mieliby wystarczająco dużo czasu na doprowadzenie do brexitu w obowiązującym obecnie terminie (do 31 października).
Premier podkreślał wcześniej, że nie chce przedterminowych wyborów i przekonywał w krótkiej odezwie do Brytyjczyków, że gdyby wykluczyć obecnie twardy brexit w rozmowach z UE, wówczas "podcięłoby to nogi" Wielkiej Brytanii w tych negocjacjach.
Hilary Benn z Partii Pracy, który stoi za ustawą mającą umożliwić kolejne opóźnienie brexitu, sugeruje, że można byłoby go opóźnić do 31 stycznia 2020 roku.
Celem ustawy jest uniemożliwienie wyprowadzenia Wielkiej Brytanii bez umowy wbrew woli Izby Gmin.
Brytyjskie media, powołując się na unijnych urzędników poinformowały 5 sierpnia, że Bruksela zaczyna działać zgodnie z "roboczą hipotezą", iż Boris Johnson "nie blefuje" na temat wyjścia z UE bez umowy.