Gruntowna reforma zasad naliczania podatku VAT w transakcjach pomiędzy państwami członkowskimi może przynieść nawet kilkanaście miliardów złotych dodatkowych wpływów budżetowych. Oznacza to niemal dopięcie przyszłorocznego budżetu rozdętego ogromnym skokiem wydatków. Nie ma co ukrywać, że związanym głównie z realizacją kosztownych obietnic z kampanii wyborczej.

Czy ten nieoczekiwany wcześniej prezent spowoduje większą dbałość o zrównoważenie budżetu i zbijanie deficytu? Niestety, jest duże ryzyko, że teraz ruszy licytacja na to, jaka kolejna grupa zasługuje na sowite wsparcie. Wybór jest spory, w Polsce masa ludzi nadal czuje się wykluczona z systemu i bynajmniej nie czuje się beneficjentem sukcesu gospodarczego ostatnich lat.

Warto jednak zachować ostrożność. Dodatkowe środki z VAT to sprawa przyszłości, a gigantyczne nadużycia związane z jego rozliczaniem już teraz są faktem. Swego rodzaju symbolem był system sprzedaży smartfonów – choć w Polsce się ich nie produkuje, to i tak więcej tego sprzętu eksportowaliśmy, niż wynosił import. Podobnych przykładów niestety nie brakuje, a plaga nadużyć VAT bynajmniej nie słabnie.

To najlepszy moment na zajęcie się problemem, zwłaszcza w sytuacji, gdy jest on istotny dla wszystkich państwach członkowskich. Tym bardziej że mityczne uszczelnienie systemu podatkowego politycy zapowiadają od lat, niestety na razie mają na tym koncie mizerne sukcesy.

Obecny rząd może stanąć pod ścianą, ponieważ inne źródła finansowania szczodrych programów społecznych jakoś się nie pojawiają. Udało się wprowadzić podatek bankowy, ale ten w handlu zaczyna przypominać gorącego kartofla, którym nie wiadomo jak się zająć. Może też przynieść maksymalnie 2–3 mld zł, co przy takiej skali wydatków jest kroplą w morzu potrzeb.