Do sprawy zorganizowanej grupy przestępczej gangu z Gorzowa „podpięto" dziennikarzy, polityków, prokuratorów – „Rzeczpospolita" ujawnia kulisy operacji, która jest dowodem na to, że po aferze taśmowej nielegalnie podsłuchiwano nie tylko dziennikarzy.
Policyjne Biuro Spraw Wewnętrznych KGP pod nadzorem Prokuratury Okręgowej w Szczecinie bada, kto jesienią 2014 r. nakazał policjantowi z Wydziału Wywiadu Kryminalnego Komendy Wojewódzkiej w Gorzowie Wielkopolskim wystąpić o billingi Jacka Dobrzyńskiego – ówczesnego rzecznika szefa CBA Pawła Wojtunika. Dziś już wiadomo, że pozwoliło to na wszczęcie nielegalnej kontroli operacyjnej na niezwykle szeroką skalę. W służbowym telefonie Dobrzyński miał ok. tysiąca numerów telefonów – nie tylko do dziennikarzy, ale także osób ze świata polityki, adwokatów i prokuratorów.
Szczecińska prokuratura nałożyła całkowite embargo na informacje z postępowania, a w sprawie jest wiele niewiadomych. Jednak wszystko wskazuje na to, że śledczy znaleźli dowody na nielegalną inwigilację służb prowadzoną po tzw. aferze taśmowej. Służby szukały „inspiratorów taśm" i źródeł dziennikarzy. Stosowano przy tym działania bezprawne, a dowody zniszczono.
O tym, że latem 2014 r. w Komendzie Głównej Policji powołano dwie tajne specgrupy do zbadania kto stał za aferą taśmową, mówił były szef policji gen. Zbigniew Maj. Ich istnienie Maj odkrył to na początku 2016 r., gdy jako komendant główny zlecił audyt w Biurze Spraw Wewnętrznych po swoich poprzednikach. Pierwsza grupa miała ustalić, kto podsłuchiwał VIP-ów w warszawskich restauracjach, kto był inspiratorem i jaki miał cel. Druga, złożona tylko z funkcjonariuszy ówczesnego BSW, miała wyjaśniać czy za nagraniami mogą stać służby: ABW i CBA. Ówczesny szef MSW Bartłomiej Sienkiewicz nie ufał im.
Maj wykrył, że podsłuchy prowadzono w ramach innych śledztw kryminalnych, osobom rzekomo nieznanym i na czas do pięciu dni. Nie widniały w rejestrze, dowody usuwano – zachowały się skąpe ślady, to dlatego prokuratura (stołeczna) odmówiła wszczęcia śledztwa na podstawie audytu. Dziś się jednak okazuje, że sprawa Jacka Dobrzyńskiego jest dowodem na nielegalną inwigilację.