Tegoroczne wybory w adwokaturze doprowadziły nie tylko do zmiany prezesa Naczelnej Rady Adwokackiej. Na nową kadencję adwokaccy delegaci wybrali m.in. sędziów Wyższego Sądu Dyscyplinarnego. Jeden z nich nie posiada nawet rocznego stażu jako adwokat.
Krótki staż wystarczy
Wyższy Sąd Dyscyplinarny adwokatury to korporacyjny sąd drugiej instancji. Trafiają do niego sprawy rozpoznawane przez sądy izbowe. Stanowi on też pierwszą i drugą instancję w sprawach dyscyplinarnych członków NRA i okręgowych rad adwokackich. Kasacje od jego rozstrzygnięć rozpoznaje Sąd Najwyższy.
Rola WSD w kształtowaniu środowiskowego orzecznictwa dyscyplinarnego jest nie do przecenienia. Teraz na udział w jego formowaniu szansę mają adwokaci ze skromnym stażem w zawodzie. Na funkcję sędziego WSD delegaci postanowili bowiem wybrać m.in. mec. Marcina Ajsa (wpisanego na listę adwokatów w sierpniu 2020 r.) czy mec. Piotra Zemłę (adwokata od maja 2017 r.). Gdyby ubiegali się oni o funkcję izbowych wizytatorów kancelarii adwokackich czy zastępcy rzecznika dyscyplinarnego adwokatury, nie mieliby szans. Tu NRA wymaga legitymowania się co najmniej pięcioma wypracowanymi latami jako adwokat.
Czy roczny/trzyletni staż w zawodzie adwokata wystarcza, by oceniać postępowanie starszych kolegów, których sprawy trafiają do WSD?
– Ocenę mojej kandydatury pozostawiłem delegatom na Krajowy Zjazd Adwokatury. W demokratycznych wyborach docenili moją specjalizację karnistyczną, zaangażowanie zawodowe, samorządowe i społeczne. Uzyskałem silny mandat – 110 głosów (z 334 delegatów z całej Polski). To dla mnie wielkie zobowiązanie i wyraz zaufania, za który jestem bardzo wdzięczny – odpowiada mec. Ajs.