Czesław Jaworski: W II RP adwokatura miała więcej uprawnień niż dziś

Czesław Jaworski? - redaktor naczelny „Palestry”, były prezes Naczelnej Rady Adwokackiej.

Publikacja: 09.01.2014 08:15

Mecenas Czesław Jaworski

Mecenas Czesław Jaworski

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek JD Jerzy Dudek

Adwokatura świętuje właśnie jubileusz. Co właściwie wydarzyło się 95 lat temu?

Czesław Jaworski:

24 grudnia 1918 r. naczelnik Józef Piłsudski podpisał statut tymczasowy Palestry Państwa Polskiego. Kontrasygnował go premier Jędrzej Moraczewski i minister sprawiedliwości Leon Supiński. Od tego momentu mówimy o adwokaturze niepodległej, niezależnej i samorządnej.

Czy uprawnienia samorządu były podobne do dzisiejszych?

Statut z 1918 r. dawał szerokie uprawnienia. W 1931 r. pojawił się projekt ministerialny, który miał je ograniczyć. Ostatecznie jednak przyjęto ustawę, która pozostawiała palestrze wiele niezależności. Miała wówczas więcej prerogatyw – dziś tylko szkoli aplikantów, wówczas odpowiadała także za rekrutację. Obecnie mówi się także o odebraniu samorządowi sądownictwa dyscyplinarnego, co godziłoby w istotę samorządności.

Kto mógł zostać adwokatem?

Każdy, kto ukończył prawo na uniwersytecie i znalazł patrona. Palestra w 1938 r. liczyła ok. 8 tys. osób. Nie było to więc trudne. Aplikantów było ok. 3–4 tys.

Znalezienie patrona bez koneksji mogło jednak nie być łatwe...

Do palestry w II RP napływała ogromna większość osób bez takich związków. Bardzo ważne były zasady etyczne. Trzeba podkreślić, że władze państwa przyglądały się wówczas liczbie adwokatów – dwa razy w okresie międzywojennym minister sprawiedliwości wstrzymał nabór – by zapobiec pauperyzacji zawodu.

Czy adwokaci często zostawali sędziami?

Palestra uczestniczyła w tworzeniu na nowo wymiaru sprawiedliwości. Bywało, że np. ok. 30 na 40 nominacji sędziowskich trafiało do adwokatów. W zaborze rosyjskim Polacy nie mogli być sędziami. W wolnej Polsce naturalnymi kandydatami byli więc właśnie oni. W okresie zaborów wykonywali swój zawód, m.in. broniąc w procesach politycznych. Odgrywali wówczas ważną funkcję społeczną. O ich wystąpieniach sądowych mówiło się, komentowało je publicznie.

Dziś rzadko się to zdarza.

To naturalne. W okresie zaborów czy stanu wojennego głos adwokatów dotyczył o wiele częściej niż dziś nie tylko indywidualnej sprawy, ale zasad, wolności, praw człowieka. Dziś też zwracamy na to uwagę. Bardziej naturalne w demokracji jest jednak reprezentowanie obywateli przez swobodnie działające partie polityczne.

Czy współczesny adwokat odnalazłby się w II RP?

Nie powinien mieć kłopotów. Na tym polegają urok i siła adwokatury, że obyczaje, etyka niewiele się zmieniają. Dawne zwyczaje, w większym lub mniejszym zakresie, pozostały.

Choć czasem narzeka się na upadek obyczajów...

Oczywiście są pewne tego rodzaju zjawiska. Na przykład jeszcze niedawno byłoby nie do pomyślenia, by młodszy adwokat nie ukłonił się starszemu na korytarzu sądowym. Podobnie adwokaci reprezentujący przeciwne strony nie zawsze przedstawiają się sobie przed rozprawą. Są zwyczaje, które giną niezależnie od nas. Kiedyś młody adwokat, rozpoczynając praktykę, składał wizytę prezesowi sądu – właśnie by mu się przedstawić. Obawiam się, że dziś wywołałoby to zdziwienie samego prezesa.

Adwokatura świętuje właśnie jubileusz. Co właściwie wydarzyło się 95 lat temu?

Czesław Jaworski:

Pozostało 96% artykułu
Edukacja
Matura 2024: język polski - poziom podstawowy. Odpowiedzi eksperta
Sądy i trybunały
Trybunał niemocy. Zabezpieczenia TK nie zablokują zmian w sądach
Sądy i trybunały
Piebiak: Szmydt marzył o robieniu biznesu na Wschodzie, mógł być szpiegiem
Sądy i trybunały
"To jest dla mnie szokujące". Szefowa KRS o sprawie sędziego Szmydta
Konsumenci
Kolejna uchwała SN w sprawach o kredyty