Była nauczycielka w procesie o przywrócenie do pracy pozwała Skarb Państwa (prezesa Rady Ministrów), a sąd nadto przypozwał do sprawy Ministerstwo Edukacji Narodowej, domagając się odszkodowania w wysokości 500 tys. zł. Sprawę w pierwszej instancji jednak przegrała. Apelację napisała sama, ale Sąd Apelacyjny w Warszawie ustanowił dla niej adwokata z urzędu.
Wystąpienie było lakoniczne
Na piątkowej rozprawie przed sądem apelacyjnym R.P., dość młody pełnomocnik, mówił krótko:
- Jestem pełnomocnikiem z urzędu, popieram apelację, wnoszę (chyba nawet nie było zwrotu "w razie przegranej") o niezasądzanie od powódki kosztów procesu ze względu na jej sytuację majątkową.
R.P. nie chciał wyjaśnić "Rz" swojego zachowania przed sądem, wskazując, że nie było miejsca na inne. Wymowa była jednak jednoznaczna: żadnych szans na wygraną.
Na kanwie tej sprawy pojawia się bardzo ważne pytanie: czy tak może bronić i występować adwokat z urzędu? Czy dopuszczalne jest podkreślanie, że reprezentuje on klienta z urzędu?