Pomysły budzą poważne zastrzeżenia środowiska prokuratorskiego. Jednakże Andrzej Seremet, prokurator generalny, nie chce dziś oceniać propozycji. – Przygotowujemy stanowisko dotyczące projektu – mówi „Rz".
Prokurator Małgorzata Bednarek, przewodnicząca Niezależnego Stowarzyszenia Prokuratorów Ad Vocem, ocenia natomiast, że rozwiązanie może przynieść sporo szkód.
– Prokuratura będzie w danym roku kierowała wszystkie swoje siły i środki na dany typ przestępczości, odkładając niejako na potem możliwość zajęcia się innymi sprawami. W rezultacie kolejne planowanie i wytyczanie kierunków przez rząd będzie nastawione na realizowanie zadań na zasadzie „gaszenia pożarów" w konkretnych dziedzinach działalności prokuratury – twierdzi. I podkreśla, że prokuraturze, pod pretekstem konieczności wywiązywania się z zaleceń, da to alibi do niewykonywania w sposób należyty innych ustaw, nieobjętych priorytetami rządu.
Interwencja szefa
Nie mniej emocji budzi możliwość wpływania przełożonych na konkretne sprawy prowadzone przez śledczych. – Prokurator ma być niezależny w decyzjach procesowych. Ale przełożony musi mieć prawo powiedzieć podwładnemu, by wziął się do pracy, przeprowadził dodatkowy dowód bądź przesłuchał dodatkowego świadka – tłumaczy wiceminister Królikowski. Każda taka ingerencja musiałaby zostać zapisana w aktach.
– Precyzyjne określenie instrumentów władczych przełożonych rozumiałbym jako wprowadzenie zakazu odbierania spraw prokuratorom referentom i ich przenoszenia do innych jednostek, co jest największą patologią prokuratury od lat – mówi prokurator Tomasz Salwa ze Związku Zawodowego Prokuratorów RP. Ale nic ponadto.
– Politycy zatęsknili za wygodną zabawką, jaką jest upolityczniona prokuratura. Gdy słyszę, że ustawa ma być zmieniona, bo minister nic nie może zrobić w sprawie Madzi z Sosnowca, widzę, jak daleko oddalamy się od założeń reformy. Po to ją właśnie wprowadzono, aby minister nie mógł zrobić nic w takiej ani żadnj innej sprawie – dodaje prokurator Jacek Skała ze ZZP RP.