„To coś, co się zwie Prokurator", „To coś nie odniosło się do wniosku", „żałosny", „bezczelny" – takie epitety znalazły się w zażaleniu Wojciecha S. (imię zmienione) na postanowienie jednego z łódzkich prokuratorów, w którym odmówił on wszczęcia śledztwa.
Sąd Rejonowy w Łodzi uznał, że takie sformułowania nie mają charakteru zniewagi. Jak wyjaśniono, osoba wykonująca funkcje publiczne powinna i musi liczyć się z tym, że jej działania zostaną poddane krytyce, i że nie zawsze będzie do krytyka merytoryczna.
Inaczej treść zażalenia ocenił Sąd Okręgowy (sygn. akt V Kz 47/14), który uchylił postanowienie o umorzeniu postępowania i przekazał sprawę Sądowi Rejonowemu do ponownego rozpoznania.
W uzasadnieniu z jednej strony stwierdzono, iż oskarżony może oceniać wydaną w sprawie decyzję w sposób emocjonalny, nie merytoryczny, a nawet lekceważący. Korzysta bowiem w pełni z prawa do krytyki wydanego orzeczenia. – Można też ocenić, że określenia „żałosny", „bezczelny" z trudem, ale mieszczą się jeszcze w granicach prawa obywatela do krytyki postępowania w sprawie i osoby funkcjonariusza, jakim jest prokurator" – wskazał sąd.
Granice krytyki przekraczało jednak zdaniem sądu określenie prokuratora słowami: „to coś, co się zwie Prokurator". – Istotnie bowiem zwrot ten oznacza „uprzedmiotowienie" człowieka (nie tylko zresztą jako funkcjonariusza publicznego), co w rozumieniu powszechnym musi być rozumiane jako zamierzone okazanie pogardy – uznał SO.