Szantaż moralny w pełnej krasie stosowany był wobec polityków PJN. Nawet jeśli i Tusk, i „Gazeta Wyborcza” okazywali zaniepokojenie ich inicjatywą, i nawet jeśli oni sami nie przestawali podkreślać więzów łączących ich duchowo z nieżyjącym prezydentem, to w myśl pisowskiej narracji i tak byli zdrajcami. Zdrajcami smoleńskich trumien. Trumien, które skądinąd w oczach instrumentalizujących je polityków mają tę niewątpliwą zaletę, że przemówić nie mogą.
[srodtytul]Miotanie obelg[/srodtytul]
Tak jak kamieniem węgielnym smoleńskiej narracji PiS jest szantaż moralny, tak kamieniem węgielnym smoleńskiej narracji Platformy jest obelga. Dla kibica PO Smoleńsk to ostateczny dowód na to, że Polską rządził niepoczytalny prezydent, który najpewniej w ostrym ataku manii nakazał pilotom samobójcze lądowanie. Który przedtem, chcąc z marnych, politycznych pobudek uniemożliwić Donaldowi Tuskowi realizację wielkiego planu pojednania z Moskwą, wtarabanił się w rządowe przygotowania do katyńskiej wizyty, dając tym dowód swej małostkowości lub ciasnego fanatyzmu. Który bliski był wywołania wojny z Rosją, czemu na szczęście zapobiegli Tusk i Sikorski.
Kibic Platformy utwierdzany jest w wierze, że premier 10 kwietnia słusznie zawierzył rosyjskiemu śledztwu. I im bardziej okazuje się jasne, że Kreml w tym śledztwie mataczy, tym bardziej trzeba wierzyć, że zaufanie Tuska było słuszne.
Smoleńsk, rozumiany tu całościowo, łącznie ze wszystkim, co działo się później, jest też dla PO jednym wielkim uzasadnieniem wszystkiego, co się działo wcześniej. To Smoleńsk – w myśl platformerskiej narracji – zerwał maski z pisowskich twarzy, udowodnił, że zwolennicy Kaczyńskiego to „świry od sztucznej mgły”, „wariaci i dewotki spod krzyża”. A on sam albo jest takim samym świrem i dewotem, albo też cynicznie świrami i dewotami manipuluje. W ten sposób niejako wtórnie usprawiedliwiają obelgi miotane przez parę ostatnich lat przez Janusza Palikota, Stefana Niesiołowskiego i innych wodzirejów antypisowskiej propagandy.
Obie te smoleńskie narracje są jasno obecne w wypowiedziach przywódców PiS. Mniej jasno, bardziej aluzyjnie w wypowiedziach liderów PO, którzy mogą sobie pozwolić na większą powściągliwość, bo brudną robotę załatwiają za nich sprzyjające media. Osłabienie wątku smoleńskiego – obawiają się stratedzy obu ugrupowań – nadwątliłoby wiarę zaplecza partii w to, że uczestniczy w czymś w rodzaju Armageddonu, ostatecznym boju sił jasności z synami ciemności. Oczywiście po stronie dobra, a co najmniej – przeciw złu.