We wprowadzeniu do książki „Żniwo lat pięćdziesięciu" sumującej jego literackie i publicystyczne dokonania Jerzy Narbutt wyliczał: „Byłem skrupulatnie przemilczany", „Byłem także – i jestem – niemodny", ale „w toczącej się obecnie bitwie o Polskę możemy przechylić szalę i sprawić, by było w niej więcej Polski tylko o tyle, o ile będzie więcej prawdy".
Nie można powiedzieć, by jego twórczość pozostała całkowicie bez echa – w 2007 roku prezydent Lech Kaczyński odznaczył pisarza Komandorią Orderu Odrodzenia Polski. Ale poza, powiedziałbym, wtajemniczonymi, mało kto słyszał o autorze przez Waldemara Łysiaka nazwanym największym żyjącym myślicielem polskim, a przez Jerzego Biernackiego Wielkim Zamilczanym.
Jego rodzicami byli Antoni Narbutt, dziennikarz – do wybuchu pierwszej wojny światowej, redaktor naczelny „Tygodnika Wileńskiego" – i Stanisława z Glińskich. Dziad pisarza Ferdynand Narbutt był uczestnikiem powstania styczniowego; walczył w oddziale swojego kuzyna Ludwika Narbutta. Dwaj bracia Jerzego Narbutta walczyli w Armii Krajowej, w Warszawie i Wilnie. On nie mógł ze względu na fatalny stan zdrowia; 63 dni powstania w stolicy przeżył jako cywil.
Studiował filozofię na Uniwersytecie Warszawskim, uczęszczając na seminarium doktorskie u prof. Władysława Tatarkiewicza. Jako prozaik zadebiutował w 1957 r. w „Tygodniku Powszechnym", z którym szybko się rozstał. W grudniu 1975 roku podpisał List 59 przeciwko projektowi zmian w Konstytucji PRL. Objęty został za to zakazem druku, współpracował więc z prasą drugoobiegową. W późniejszych latach najbliżej było mu do tygodnika „Ład".
Przez wiele lat cierpiał nie biedę nawet, lecz nędzę. I pisał: