To nie jest piłkarz do podziwiania. Do lubienia też nie. Nawet dla Greków. Prywatnie cichy, żeby nie powiedzieć: nudny, na boisku niezniszczalny, nietykalny i nieprzyjemny. Dla rywali, ale i dla kolegów z drużyny, których ciągle ustawia, wypomina im błędy, czasem zrzucając na nich odpowiedzialność za własne pomyłki. Wszystko wie lepiej, plotki mówią, że próbuje też wpływać na decyzje trenera o powołaniach. Krótko mówiąc, grecki Michael Ballack, tyle że Grecja w przeciwieństwie do Niemców nie ma Samiego Khediry i nie może spróbować, jakby to było bez Ballacka.
Katsouranis gra w kadrze od 2003 roku i ciągle nie ma rywala. Drugi defensywny pomocnik Joannis Maniatis to tak naprawdę przyuczony do nowej roli prawy obrońca, człowiek tylko do przeszkadzania. A Katsouranis potrafi też tworzyć, strzelił dla reprezentacji dziewięć goli, pomaga w ważnych momentach. Był jedną z podpór greckiej barykady, której w ME 2004 nie potrafił przeskoczyć żaden rywal. Złośliwi mówią, że od lata 2004 niczego wielkiego już w kadrze nie dokonał. Ale takich piłkarzy docenia się w pełni, dopiero gdy ich zabraknie. On i Giorgios Karagounis to jedyni mistrzowie Europy, którzy wciąż mają miejsce w składzie reprezentacji. Ale Karagounis w Panathinaikosie jest już tylko rezerwowym, w kadrze też powoli musi ustępować miejsca młodszym. Gra w tych meczach, w których Grecy stawiają najmocniejsze zasieki. A Katsouranis ma miejsce niezależnie od okoliczności i w Panathinaikosie, i w kadrze. Tak było też wcześniej w Benfice Lizbona.
Wiele się w greckiej reprezentacji zmieniło przez ostatnie lata. Bramkarz – na gorsze, bo żaden z powołanych na Euro nie dorasta Antoniosowi Nikopolidisowi do pięt. Obrona – na lepsze, jest bardziej doświadczona niż ta z 2004. W ataku Grecy też wydają się dziś mocniejsi, bardziej kreatywni niż wtedy. A Katsouranis trwa. Może już nie jest taki szybki i agresywny jak kiedyś, ale znakomicie się ustawia i analizuje, co się dzieje na boisku. Goni do pracy swojego pomocnika Maniatisa, wie, kiedy pomóc środkowym obrońcom, kiedy ruszyć w pole karne rywala. A jeśli coś się nie uda, on już będzie wiedział, do kogo mieć pretensje.