W prowadzonych przez pani stowarzyszenie Akademiach Dobrej Edukacji brak klas i planu lekcji, a uczniowie pracują we własnym tempie. Jak sprawdza się to w praktyce?
Katarzyna Hall, prezes Stowarzyszenia Dobrej Edukacji, posłanka PO i była minister edukacji narodowej: Akademie Dobrej Edukacji ruszyły we wrześniu 2013 r. w Warszawie i w Gdańsku. W stolicy podstawówka, na Wybrzeżu gimnazjum i liceum. Stworzyliśmy je jako Stowarzyszenie Dobra Edukacja, szukające metod edukacji przyszłości, opierającej się na kształceniu dostosowanym do potrzeb uczniów. Chcieliśmy stworzyć szkoły, w których każdy uczy się we własnym tempie, bez tradycyjnego podziału na klasy i lekcje, w grupach różnowiekowych. Nie oceniamy tak, jak w szkole tradycyjnej. Co trymestr uczniowie i rodzic dostają informację opisową, dotyczącą postępów, ale nie stawiamy stopni. Zakładamy, że każdy podąża swoją drogą i nie ma sensu porównywać ze sobą uczniów. Egzamin klasyfikacyjny odbywa się dopiero na zakończenie roku szkolnego.
Ministerstwo Edukacji zaakceptowało tak niekonwencjonalny program?
Akademie są wpisane do rejestru szkół niepublicznych. Ich statuty określają, że wniosek o zapisanie dziecka do Akademii jest jednocześnie wnioskiem o edukację domową. Dlatego nie dotyczy nas szereg przepisów organizacyjnych dotyczących pracy szkół, ale obowiązuje nas podstawa programowa i nasi nauczyciele mają wymagane prawem kwalifikacje. Uznaliśmy, że obrządek klasowo-lekcyjny, obejmujący usadzanie, uspokajanie czy dyscyplinowanie, zajmuje mnóstwo czasu i nie jest do końca potrzebny. Lepiej sprawdza się metoda zindywidualizowanych konsultacji, jakby „korepetycyjna". W naszej podstawówce małe dzieci, tak jak ich rówieśnicy, uczone są czytać, pisać i liczyć, ale w innym tempie i przy innej organizacji pracy. Nasz rytm dnia różni się od tradycyjnego planu lekcji.
Nie ma w nim podziału na tradycyjne jednostki lekcyjne.