Fatalnie rozegrana batalia o wybór przewodniczącego Rady Europejskiej na jakiś czas zaprzepaściła szanse, by Polska mogła zawalczyć o swoje gospodarcze interesy w UE. A jest się o co bić, mając na uwadze choćby projekt dywersyfikacji kierunków dostaw i dostawców surowców energetycznych, jakie realizuje Polska. Największym wyzwaniem jest budowa Bramy Północnej, dzięki której Polska chce w pełni uniezależnić się od dostaw gazu z Rosji. Podejmując takie zadanie, lepiej mieć sojuszników w Europie. Ale dotychczasowe myślenie o dyplomacji trzeba chyba odłożyć do lamusa, bo jesteśmy świadkami nowego procesu.
Kilka dni temu moja 11-letnia córka zadała mi proste pytanie: dlaczego Polska nie poparła Tuska, skoro opowiedziały się za nim wszystkie kraje? I już szykowałem się do skomplikowanej odpowiedzi, mając na uwadze różne uwarunkowania polityki krajowej, gdy dotarło do mnie, że powód był banalnie prosty. PiS zgodziło się zapłacić każdą możliwą cenę, byle tylko Tuska nie poprzeć, nawet to, co teraz spotyka nasz kraj na świecie. W środowisku zwolenników partii Kaczyńskiego były lider PO jest uosobieniem wszelkiego zła.
Ktoś na Nowogrodzkiej dał jeden wyraźny sygnał: czerwone światło dla Donalda. Ktoś też policzył, że do wyborów parlamentarnych jest sporo czasu i taka dyplomatyczna wolta partii rządzącej nie zaszkodzi. I wreszcie wiadomo było, że Tusk i tak zostanie wybrany, więc cel – by byłego premiera trzymać z daleka na kolejne 2,5 roku, tak by nie zjednoczył wokół siebie rozproszonej opozycji przed wyborami do Sejmu – został osiągnięty. Ktoś uznał, że dla twardego i najważniejszego elektoratu PiS sprawy europejskie mają drugorzędne znaczenie, przecież toczą się daleko od Polski, nie mają wpływu na wypłatę 500+ i w bezpośredni sposób nie zaszkodzą wyborcom.
Jaka racja stanu?
PiS nie ma wizjonerów polityki zagranicznej ani ludzi, którzy cieszą się poważaniem w środowisku międzynarodowym. Dużym zaskoczeniem jest dla mnie Konrad Szymański, człowiek z bogatą wiedzą, świetnie rozumiejący europejskie meandry, uważany wcześniej w Brukseli za „jedynego człowieka z PiS, z którym da się rozmawiać". Oczekiwałem od niego zdrowego rozsądku, a nie wikłania się w awanturę, która na dłuższą metę – a z taką perspektywą powinna być tworzona polityka zagraniczna – nie przysłuży się krajowi.
Rozczarował też Jarosław Kaczyński, pozycjonujący się w roli męża opatrznościowego narodu na miarę Józefa Piłsudskiego. Emocje związane ze Smoleńskiem wzięły górę. Brat zmarłego prezydenta ma prawo do swoich uczuć, ale lider partii rządzącej musi myśleć trzeźwo i z dużym wyprzedzeniem. Zabrakło mu wizji i przenikliwości.