Coraz mniej młodych ludzi jest zainteresowanych pracą w sekretariatach sądowych. W efekcie brakuje protokolantów, a bez nich nie może się odbyć żadna rozprawa. Od maja 2007 r. po zmianach ustawy o pracownikach sądów i prokuratury, ustawodawca wymaga od nich m.in. wyższego wykształcenia. A że zaoferował zarobki w wysokości średnio 1200 zł netto, ograniczył liczbę chętnych do pracy w sądzie.
[srodtytul]Stolica ma duży problem[/srodtytul]
Pierwsze niepokojące sygnały dotarły do nas z sądów warszawskich. Nie lepiej jest w całym kraju. Na salę rozpraw w zastępstwie protokolanta wychodzi czasem nawet kierownik sekretariatu. Czasem i to nie wystarczy, i wtedy sesja jest zdejmowana z wokandy.
– Kiedy mam siedem sesji i trzech protokolantów, to nawet zastępstwo nie pomoże – mówi nam jeden z warszawskich przewodniczących wydziału. – W VIII wydziale karnym SO w Warszawie brakuje dziś trzech protokolantów – informuje „Rz” sędzia Monika Niezabitowska. I dodaje, że pracą urzędnika sądowego zainteresowanych jest coraz mniej młodych ludzi.
Powód? Niskie zarobki (średnio ok. 1600 zł brutto) i wysokie wymagania (od ubiegłego roku protokolant musi mieć wyższe wykształcenie). Praca jest ciężka. Na sali rozpraw spędza się długie godziny, a protokoły nierzadko liczą po kilkadziesiąt stron. Kiedyś można było liczyć na jeden dzień wolny w tygodniu, teraz to niemożliwe.