Czy koguta zabito czy porwano, a jeśli żyje, to w którym kurniku? Czy kokoszka została zastrzelona z premedytacją czy znalazła się na linii strzału przypadkowo? Kiedy żądli pszczoła i czy można utrzymać ją na uwięzi? Nad takimi sprawami pochylają się sędziowie sądów rejonowych.
Spór o koguta zajmuje zamojską Temidę od kilkunastu miesięcy. Od kiedy Kazimierz K. dostrzegł, jak sąsiadka Zofia N. na swoim podwórku zagania miotłą jego koguta. Miała przycisnąć go do siatki ogrodzeniowej, a potem... Właśnie, nie wiadomo, co się stało potem. Mężczyzna twierdzi, że koguta już nie odzyskał, sąsiadka upiera się, że go nie ukradła. Przyznaje, że miotłą chciała wygonić go ze swojej posesji, aby więcej nie przychodził na jej „podwórek" i nie wyjadał zboża jej kurom. Wtedy sąsiad zaczął krzyczeć:
– Zachciało ci się mego kogutka!
Kobieta twierdzi, że zostawiła koguta w spokoju i poszła do domu. Nie wie, co się z nim stało. Pewnie wrócił do siebie. Koguty i kury skłóconych sąsiadów nie uznają bowiem granic i wchodzą na wrogie terytoria bez przeszkód. Sąsiadów nie oddziela płot, bo od lat się kłócą, gdzie ma dokładnie stanąć (tylko niewielka część wygrodzona jest siatką).
Sąd Rejonowy w Zamościu uznał jednak, że kobieta koguta ukradła. Skazał ją na 100 zł grzywny i zobowiązał do zapłaty na rzecz sąsiada 25 zł jako równowartości skradzionego mienia. Wartość koguta sąd oszacował z pomocą biegłego z zakresu rolnictwa. Ten, jak wyjaśnił, przeanalizował dane Głównego Urzędu Statystycznego, dzwonił po zakładach drobiarskich, biegał po bazarach i targowiskach. Skrupulatnie wyliczył, że poświęcił na to aż dziesięć godzin, z czego cztery zajęło mu pisanie opinii (strona i kilka linijek na drugiej stronie). Zainkasował 318 zł i wycenił koguta na 25 zł, kurę na 20 zł.