Reklama

Zamiast kancelarii Dewey & LeBoeuf jest biuro Greenberga

To niesamowite, jak firma z ponadstuletnią tradycją zapadła się w ciągu dwóch miesięcy - mówi Jarosław Grzesiak, partner zarządzający kancelarii Greenberg Traurig Grzesiak

Publikacja: 17.05.2012 09:07

Rz: Pana kancelaria działa od dwóch dni jako biuro międzynarodowego Greenberga. Dewey & LeBoeuf, z którymi do tej pory państwo współpracowali, jest na skraju upadku. Czuje się pan jak uratowany z tonącego okrętu?

Jarosław Grzesiak: To nie najlepsze porównanie. Nie uciekaliśmy, tylko staraliśmy się wybrać bezpieczny okręt, na który będziemy mogli się przesiąść. Ale nie odchodziliśmy pierwsi. Zdecydowaliśmy się na to, gdy było już wiadomo, że nie ma szans na przetrwanie Deweya.

Jak wyglądał z bliska upadek Dewey & LeBoeuf?

To niesamowite, jak firma z ponadstuletnią tradycją zapadła się w ciągu dwóch miesięcy. Mieliśmy ogromną siedzibę w centrum Manhattanu, na 25 piętrach. Bo przecież po połączeniu w 2007 r. Dewey i LeBeuf to była największa kancelaria w Nowym Jorku. Na tych przestrzeniach, z których zabrano już komputery i inny sprzęt, gdzieniegdzie jeszcze tylko ktoś siedzi i kończy jakąś pracę. Działa jeszcze dział finansów, bo pieniądze za pracę wykonaną do końca kwartału są tak duże, że bankom jeszcze nie opłaca się likwidacja.

Jak udało się znaleźć nowego partnera?

Reklama
Reklama

Mieliśmy od jakiegoś czasu zaproszenia od kilku kancelarii. Wybraliśmy Greenberga, m.in. dlatego, że ceni naszą samodzielność. Jest jedną z największych amerykańskich kancelarii z ponad 30 biurami na terenie USA, w świetnej kondycji finansowej. W ciągu ostatnich dni jeździłem do NY i przeprowadziłem wiele rozmów z wierzycielami Deweya. Dzięki temu Greenberg kupił udziały warszawskiego biura i zostaliśmy zupełnie zwolnieni od zobowiązań wierzycieli Deweya.

Kancelaria będzie funkcjonowała w tym samym składzie?

To był nasz warunek. Ani jedna osoba nie straci pracy. To, z kim rozmawiamy, musiałem do końca utrzymywać przed zespołem w tajemnicy, a przecież nikt w ciągu tych trudnych dwóch miesięcy nie zdecydował się na odejście. To wielki sukces.

A skąd się wzięły tak poważne kłopoty Dewey & LeBoeuf?

Kiedy kancelarie łączyły się w 2007 r., była ambicja, by stać się jedną z trzech – czterech największych na świecie. Wkrótce zaczął się kryzys. Żeby się przed nim ratować, zaczęto ściągać prawnicze gwiazdy z innych kancelarii, zapewniając im w zamian za przejście stałe wynagrodzenia, niezależne od generowanego zysku. Dlatego gdy w tym roku okazało się, że wychodzimy na prostą, do starych partnerów dotarło, że ci nowi, ich kosztem, przez ostatnie dwa, trzy lata pobierali gwarantowane płatności. Doprowadziło to do niezadowolenia i fali odejść.

Co się zmieni dla klientów pana kancelarii po zmianie szyldu?

Reklama
Reklama

Nadal będziemy zajmować się sprawami o charakterze międzynarodowym. Właśnie dlatego zależało nam na współpracy z amerykańską kancelarią, która ma także biuro w Londynie, by móc zapewniać pomoc naszym dotychczasowym klientom. Greenberg dodatkowo ma w Londynie angielskich klientów, nie tylko międzynarodowych. A w USA to jedna z najbardziej wszechstronnych firm, ma np. wybitny zespół zajmujący się nieruchomościami. Pozwoli nam to utrzymać dotychczasowy zakres spraw, ale i poszerzyć działalność.

Zawody prawnicze
Notariusze zwalniają pracowników i zamykają kancelarie
Spadki i darowizny
Czy darowizna sprzed lat liczy się do spadku? Jak wpływa na zachowek?
Internet i prawo autorskie
Masłowska zarzuca Englert wykorzystanie „kanapek z hajsem”. Prawnicy nie mają wątpliwości
Prawo karne
Małgorzata Manowska reaguje na decyzję prokuratury ws. Gizeli Jagielskiej
Nieruchomości
Co ze słupami na prywatnych działkach po wyroku TK? Prawnik wyjaśnia
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama