Na wyjazd namówiła kompozytora jego uczennica i fanatyczna wielbicielka, szkocka arystokratka Jane Stirling. Była w Chopinie zakochana, nienawidziła Sand i po ich rozstaniu robiła sobie ogromne nadzieje na nowe rozdanie w jego życiu osobistym. Próbowała go nawet nawrócić na protestantyzm, oczywiście w celu matrymonialnym. Fryderyk był jednak od lat zdystansowany do jakiejkolwiek religijności i uważał się raczej za agnostyka, determinacja Stirling na nic się nie zdała. Chopin rzekł, że kobieta majętna powinna mieć bogatego męża, a jeśli nie bogatego, to przynajmniej zdrowego. Był już wtedy potężnie umordowany, nie tylko panną Stirling i jej atencjami. Do Grzymały pisał o niej i o jej siostrze: „one mnie przez dobroć zaduszą, a ja im tego przez grzeczność nie odmówię”.
Merry England, idylliczna Wesoła Anglia, to zielone pagórki, mglista wzgórza i wszechobecne morze, mityczny Albion, na wpół legendarna kraina Króla Artura, którą każdy Brytyjczyk nosi w sercu – ale i konkret dostatniego życia, gęsty jak pudding i smakowity jak niedzielna pieczeń. Zapewne Chopina urzekła ta wizja kraju uprzejmych melomanów, jakże odległa od krwawych zamieszek przewalających się w 1848 roku ulicami Paryża i niemal całej kontynentalnej Europy. W Londynie, dokąd przybył w kwietniu po piętnastogodzinnej podróży lądem i morzem, powitała go filiżanka ulubionej gorącej czekolady i apartament w eleganckiej dzielnicy, skąd jednak wkrótce przeniósł się innego, bardziej nasłonecznionego, gdzie miał do dyspozycji trzy fortepiany. Gazety londyńskie ogłosiły jego przybycie, posypały się zaproszenia z najwytworniejszych domów i przez trzy miesiące trwała seria wizyt, spotkań, obiadów, koncertów i lekcji.
Czytaj więcej
Geniusz Chopina inspiruje rzesze twórców wszelkich dyscyplin sztuki, w tym filmu, poczynając od k...
Biedny Chopin prowadził nader ożywione życie towarzyskie, mimo postępującej choroby. Przepych angielskich pałaców, galerii, posągów i fresków zrobił na nim wrażenie. Przebywał wśród lordów, książąt, tłoczyli się wokół niego arystokratyczni przyjaciele i uczniowie, dawał recitale, bywał w operze, poznał Charlesa Dickensa, wdowę po Byronie, został też przedstawiony królowej Wiktorii.
Choć przyjmowano go po królewsku, czuł się w Anglii obco. Był już wcześniej w Londynie, incognito w 1847 roku, i miasto wydało mu się wyjątkowo ponure. „Żeby ten Londyn nie był taki czarny, a ludzie nie tacy ciężcy i odoru węglanego ani mgły nie było, to bym już i po angielsku się nauczył. Ale ci Anglicy tacy różni od Francuzów, do których jak do swoich przylgnąłem” – pisał. „Wyższy świat (…) jest dumny, ukształcony i sprawiedliwy, ale (…) tak obtoczony nudami konwenansowymi, że mu wszystko jedno, czy dobra, czy zła muzyka”. Oraz: „Orkiestra jak ich roizbif albo i zupa żółwiowa, mocna, tęga, ale tylko to”.
Romantyzm w muzyce był uważany w ówczesnej Wielkiej Brytanii za niemieckie dziwactwo, w konserwatywnym repertuarze królowali kompozytorzy epoki klasycyzmu, z dystansem przyjmowano wszelkie nowinki. Wymykający się wszelkim konwenansom wirtuoz, w dodatku Polak – z kraju, którego nie było, Słowianin z francuskim nazwiskiem, którego gra była szlochem, drżeniem, obnażaniem namiętnej duszy, był zjawiskiem trudnym do pojęcia. Poza tym prawdziwym kompozytorem mógł w angielskim konserwatyzmie być jedynie twórca form oratoryjnych i orkiestrowych, więc Chopin był dla Brytyjczyków „tylko pianistą”. On zaś pisał w listach z podróży: „Tymczasem moja sztuka gdzie się podziała? A moje serce gdzieżem zmarnował? Ledwie, że jeszcze pamiętam jak w kraju śpiewają…”.
Pewien angielski technik fortepianów obserwując wówczas grającego Chopina odnotował, że gra on wyjątkową techniką, z łokciami blisko ciała i cały czas trzymając palce na klawiaturze, przylegając do niej i niezwykle szybko zmieniając palce. Istotnie, dla Chopina istniał przede wszystkim poziomy wymiar klawiatury fortepianu, pianistom unoszącym się nadmiernie nad klawiaturę się dziwił i nazywał takie granie „łapaniem gołębi”.
Czytaj więcej
Pragnienie upamiętnienia i uczczenia Chopina w wielkim stylu kierowało Jerzym Antczakiem, który w...
Od sierpnia przebywał z panną Stirling i jej siostrą, panią Erskine, w Szkocji, gdzie obie damy przeładowały program jego pobytu wizytami, koncertami i bezustannymi podróżami koleją i powozami. Szkocja go zachwyciła: zarówno Edynburg i Glasgow, jak i dzika przyroda gór. Oczywiście wykańczał go przemysłowy klimat dusznych miast, a wilgoć i chłód poza nimi. We wrześniu cudem ocalał z wypadku dwuosobowej bryczki, kiedy to stangret spadł z kozła, młode konie poniosły prosto w przepaść, a Chopin przeżył chwile grozy nie tyle wobec pędzącej perspektywy śmierci, ale połamania nóg, rąk i palców dłoni. W tym kontekście nie dziwią relacje z konieczności donoszenia go na koncerty i do instrumentu. Był skrajnie wyczerpany, czego w elegancji swej nie ujawniał, chyba że żartując w listach do przyjaciół: „czuję się jak osioł na balu maskowym”.
Pannie Stirling, której oddaniu zawdzięczał organizację całego wyjazdu i wszystkich wydarzeń towarzyskich oraz koncertowych, my w dużej mierze zawdzięczamy zachowanie jego spuścizny. Podczas brytyjskiego tournée hojna dama potrafiła kupić sto biletów na koncert Chopina i rozdawać owe wejściówki wśród swoich znajomych. Fryderyk darzył ją serdeczną przyjaźnią i tak o niej pisał do Grzymały: „za bardzo do mnie podobna (…) Jakże się z sobą samym całować… (…) tłumaczę Ci, żem bliżej trumny, jak łoża małżeńskiego… Moje Szkotki poczciwe… Poczciwe, ale tak nudne, że niech Pan Bóg zachowa…”.
Czterdziestominutowy fabularyzowany dokument opowiada o owej podróży do Londynu i Szkocji w 1848 roku. Został wyprodukowany dla TVP przez Alliance, a wyreżyserował go Mariusz Malinowski, absolwent historii i filologii indyjskiej na UW oraz reżyserii na łódzkiej PWSFTiT. Scenariusz napisał Mariusz Wituski, który był również autorem scenografii świetnie oddającej klimat epoki i atmosferę ostatnich miesięcy życia kompozytora. Rolę Chopina odegrał Andrzej Niemirski. Film ilustrują fragmenty listów Chopina, a ścieżkę dźwiękową stanowią także utwory Belliniego i Haendla.