Przypomnijmy, że opłaty sądowe to podstawowa w sprawach cywilnych kwestia. Obowiązuje bowiem w Polsce zasada, że bez wpisu (bądź uzyskania sądowego zwolnienia) sąd nie prowadzi sprawy.
Uchwalona przed sześciu laty nowa ustawa o opłatach sądowych w sprawach cywilnych zaliczana jest do najtrudniejszych w stosowaniu. To dlatego m.in. przygotowana została nowelizacja tej ustawy.
Jedno z uproszczeń dotyczy opłat od postępowań upominawczych. Jest to procedura uproszczona, gdyż roszczenie jest wykazywane dokumentami (np. rachunki elektrowni, operatora telefonicznego). Około 98 proc. spraw kończy się w I instancji wydaniem nakazu zapłaty. Dlatego ostatecznie pobierana jest tylko jedna czwarta opłaty – 1,25 proc. wartości sporu. Rozliczenie jest jednak skomplikowane, gdyż sąd na początku procesu pobiera całą opłatę – 5 proc. Jeśli pozwany się nie odwoła (co następuje w 98 proc. przypadków), sąd zwraca nadpłatę powodowi.
Czynności te zabierają czas i pieniądz. Zmiana i ulga dla sądów polegać ma na tym, że tak jak w e-sądzie będzie przy pozwie pobierał tylko 1,25 proc., a dopiero w razie odwołania pozwanego będzie wyrównywał ją do 5 proc.
Kolejne propozycje zmierzają do wyeliminowania sztuczek adwokackich polegających na prowadzeniu sprawy za niższą opłatą. Chodzi o dwie sytuacje: gdy powód wnosi o prowadzenie sprawy w postępowaniu nakazowym, np. na podstawie weksla, gdzie opłata wynosi 1,25 proc., choć sprawa nie kwalifikuje się do tego tańszego trybu. Bądź podaje mniejsze żądanie, np. 50 tys. zł za wady budynku, choć szacuje je na 200 tys. zł, i dopiero w trakcie procesu, np. po uzyskaniu korzystnej opinii biegłego, zwiększa żądanie. Zmiana polegać ma na tym, że przy zwiększeniu roszczenia będzie musiał dopłacić do wpisu.