„I blisko, i daleko" zrealizował Wojciech Sarnowicz niedługo przed śmiercią reżysera. To nie było ich pierwsze spotkanie, już w 1971 r., na planie planu „Perły w koronie" dokumentalista nakręcił film „Kazimierz Kutz – temat osobisty". 22 lata później zrealizował kolejny, przy powstawaniu „Śmierci jak kromka chleba".
W filmie, który o godz. 14.35 pokaże TVP Kultura, Kazimierz Kutz wspomina, siedząc w fotelu w warszawskim domu. – Chciałem być pisarzem – wyznaje. – Moje pójście do szkoły filmowej było ersatzem. Uciekłem przed strachem, polonistyką. Literatura była obroną, idolem duchowym stał się Stendhal. Miał straszną słabość do kobiet i ja też.
Kutz chciał uciec ze Śląska, gdyż „wydawał mu się obrzydliwy". – Bycie Ślązakiem bywało przekleństwem – przypomina. – Połowa mojej klasy wyjechała i nie wróciła. Bali się Rosjan, bo z Niemcami byliśmy oswojeni.
Rodzice musieli złożyć przysięgę lojalności państwu polskiemu, choć ojciec był powstańcem. Czuli się poniżeni i upodleni. Do szkoły filmowej zdał z szóstą lokatą, z czego był dumny, tym bardziej że najważniejsza dla komisji była ocena osobowości kandydata.
– Chciałem zrobić filmy, jakich nikt nie zrealizował – wyznaje Kutz. – Miałem poczucie społecznej odpowiedzialności i wielki zasób spraw, z których mogłem czerpać.