– Kto to był? – pyta żona. – Kochanka – odpowiada mąż. Na następnych światłach sytuacja się powtarza. – A to kto? – pyta żona. – A to kochanka kolegi – mówi mąż. Żona milczy dłuższą chwilę, po czym rzuca z satysfakcją: – Nasza ładniejsza! Przypominam ten dowcip, bo terapeutyczna rola telewizji jest nie do przecenienia. Zwłaszcza w przypadku programu „Superniania”, którego bohaterka z marsową miną uczy rozwydrzone dzieci tego, czego nie nauczyli ich rodzice. Inni rodzice, oglądając program, mogą krzepić się myślą: „Nasze grzeczniejsze”, a mali telewidzowie odkrywają, że przedszkolanka wcale nie jest taka zła. Tymczasem Superniania robi karierę, co owocuje mnogością wywiadów dla prasy kolorowej. Kilka cytatów, uwaga: tylko dla dorosłych. O oszczędzaniu: „Raz na rok kupię jakiś krem, potem o nim zapominam, krem traci w końcu ważność i trzeba go wyrzucić”. O ubieraniu: „Gdy wychodzę w dresach i jakichś kapciach po warzywa, to słyszę, jak ludzie szepcą: Ona? Niemożliwe. Wtedy mówię: Ona, ona. Chciałabym, żeby było tak jak kiedyś. Bo wtedy mogłabym sobie do woli chodzić po osiedlu w wyciągniętych dresach”. Wreszcie o wychowaniu: „Mój były mąż dał Jędrkowi szkołę życia, jakiej ja – jako matka – nigdy bym nie dała. Nauczył go rzeczy, które ja robiłabym za niego: pościeliłabym jego łóżko, pozmywała po nim, powiesiła ręcznik rzucony na podłogę”. Lekarzu, lecz się sam – chciałoby się powiedzieć, ale sprawa jest poważniejsza. Każda nadopiekuńcza mama może poradzić się Superniani, ale co ma zrobić ona sama? Zamiast udzielać wywiadów, powinna napisać do redakcji. Odpowiedź byłaby następująca: „Droga Supernianiu, spróbuj zachowywać się rozsądniej, kupuj tylko to, czego potrzebujesz i nie wychodź po warzywa w kapciach, bo naniesiesz brud do mieszkania. Chodzenie po osiedlu w wyciągniętych dresach jest miłe, ale może budzić kontrowersje. Co do ścielenia łóżka, zmywania i wieszania ręcznika – to rzeczywiście najtrudniejsze egzaminy w szkole życia i nic się na to nie poradzi. Z pobłażaniem, redakcja”.