Psychologia to jest podstawa zawodu i bez niej nie ma powodu sięgać po kamerę” – mówił kilka lat temu w rozmowie z „Rzeczpospolitą”. Jeszcze w trakcie reżyserskich studiów w łódzkiej Filmówce został asystentem profesora i w jego zastępstwie od czasu do czasu prowadził zajęcia z pracy z aktorem. Był zafascynowany Ingmarem Bergmanem. Po szkole zamierzał iść w ślady szwedzkiego mistrza, zgłębiać w filmach ludzką naturę.
Co prawda jego debiutem okazała się familijna „Historia żółtej ciżemki” (1961), ale już dwa następne obrazy – „Agnieszka 46” (1964) i „Katastrofa” (1965) – były dramatami o kosztach psychicznych wojny i współczesnej moralności.
I wtedy nakręcił „Samych swoich” (1967) – opowieść o zwaśnionych rodach zaburzańskich chłopów, którzy spierają się o miedzę. Ta komedia weszła do historii polskiego kina i zmieniła karierę Chęcińskiego. Na reżysera wywierano presję, by zrealizował kontynuację.
„Byłem młody, ambitny, mierzyłem wyżej. Kiedy w popularnym niegdyś programie »Podwieczorek przy mikrofonie« spytano mnie o marzenie, odpowiedziałem, że chciałbym przestać być reżyserem »Samych swoich«”.
Stało się inaczej. Widzowie pokochali Kargula i Pawlaka, a Chęciński nakręcił jeszcze „Nie ma mocnych” (1974) i „Kochaj albo rzuć” (1977).