Robot imię odziedziczył po greckim bogu, opiekunie żeglarzy. Kosztował pięć milionów dolarów. Zbudowali go inżynierowie z Instytutu Oceanograficznego Woods Hole, aby zeskanował dno oceanu i pobrał geologiczne oraz biologiczne próbki do badań.
Misja rozpoczęła się w maju 2009 roku, gdy ekipa badaczy z Woods Hole wyruszyła na pokładzie statku Kilo Moana z wyspy Guam do Głębi Challengera, najniżej położonego miejsca Rowu Mariańskiego na zachodnim Pacyfiku (10902 metry). Bezzałogowy Nereus nie jest pierwszym, który dotarł na dno świata. W 1960 roku podobnego wyczynu dokonał batyskaf Trieste z badaczem Jacquesem Piccardem i sierżantem amerykańskiej marynarki Donem Walshem na pokładzie. Po nim – w 1995 roku – japoński robot podwodny Kaiko.
Jednak Nereus przebija ich technologicznym zaawansowaniem. Trieste, aby zejść na 11 kilometrów w głąb oceanu, obciążony został żelazem. Kaiko także był ciężki, a z macierzystym statkiem łączyły go specjalne liny mocujące. Gdy w 2003 roku wykonywał kolejną misję, jedna z nich się zerwała – Kaiko na zawsze pozostał na oceanicznym dnie.
W porównaniu z nimi Nereus jest leciutki. Waży jedynie 2800 kilogramów. Ma dwa kadłuby wykonane z ceramiki, które skrywają w sobie litowo-jonowe akumulatory. Wyposażony jest w kamerę, reflektory i ramię chwytające, dzięki któremu mógł pobierać próbki z dna oceanu. Ze statkiem łączy go światłowód grubości włosa, umożliwiający zdalne sterowanie robotem. Nereus może również pływać samodzielnie i wykonywać zaprogramowane wcześniej misje.
Zadanie wykonane z powodzeniem w Głębi Challengera było pod pewnymi względami trudniejsze niż dotarcie Pathfindera na Marsa. Nereus musiał wytrzymać trudne do wyobrażenia ciśnienie wody, które na głębokości 11 kilometrów jest ponad 1000 razy wyższe od atmosferycznego.