Już nie koncertuje. Rozstała się z ukochanymi skrzypcami, ale mówi, że nie powinny milczeć, tylko grać na wielkiej estradzie. Bała się chwili, w której przestanie grać, choć przeczuwała ją od lat - artretyzm wykręcił jej palce dawno temu. Myliłby się ten, kto sądziłby, że 80-letnia skrzypaczka jest starszą panią kontemplującą czas zawodowej emerytury. Przeciwnie - jej życie jest wciąż niezwykle intensywne. Mieszka w Sydney, sama.
- Słowo samotna w moim słowniku nie istnieje. Ja lubię być sama - zapewnia. Uczy studentów tamtejszego konserwatorium. I robi to z pasją, bo jej lekcje nie trwają przepisowych 50 minut, ale tyle, ile potrzebują podopieczni. Zdrabnia ich imiona, rozmawia nie tylko o muzyce, ale i życiu.
- Powtarza w czasie zajęć, że nie chce z nikogo z nas zrobić „mini-Wandy” - podziwia japońska studentka.
- Nie mam ani jednego bezrobotnego dyplomanta - mówi z dumą Wanda Wiłkomirska w filmie.
Zachowała dziewczęcą witalność, ciągle jest ciekawa świata i ludzi. Kamera pokazuje jej drobną sylwetkę przemykającą ulicami Sydney, Nowego Jorku, ze skrzypcami na plecach, które sprawiają wrażenie lekkich jak piórko. Wciąż podróżuje. Już same kontakty z rodziną, to powód do nieustannego przemieszczenia się z kraju do kraju, z kontynentu na kontynent. Nie jest typową matką ani babcią, choć bardzo kochającą, co zgodnie podkreślają jej dwaj synowie, synowe, wnuki. W Australii ma najstarszego wnuka, w Wielkiej Brytanii syna Artura i dwoje najmłodszych wnucząt. Mały William docenia prezenty, które dostaje od babci, choć przyznaje, że bywają nimi grube książki. Kilkuletnia Sophie też zamierza zostać skrzypaczką. W ślady babci poszedł również mieszkający w Polsce wnuk Radomir, syn Włodzimierza.