"Rzeczpospolita": Czy Teatr TV ma dziś jeszcze sens?
Wojciech Tomczyk: I to wielki. Za czasów mojej młodości najlepsi szli do teatru uprawiać sztukę: Jarocki, Wajda, Swinarski, Dejmek, Axer. Dziś teatr żywego planu przestał być takim miejscem. Znakomita część polskich teatrów jest zawłaszczona przez ludzi, którzy nie dbają o wystawianie sztuk, tylko prezentację swego wnętrza za pomocą kolaży. Z tego też powodu Teatr TV jest jeszcze ważniejszy, niż był kiedyś.
Kto dziś, w epoce tak wielu możliwości obcowania z kulturą, potrzebuje Teatru TV?
Dla wielu widzów jest on jedyną szansą na kontakt z kulturą wysoką. Nie zapominajmy, że wszechobecny film jest sztuką jarmarczną. Współczesne obrazy bazują na prostych technikach oddziaływania na emocje widza – wywołując najprostsze emocje zbiorowe. Nie o to tu chodzi.
Człowiek może przeżyć całe życie bez teatru, opery czy muzyki poważnej, ale media publiczne mają obowiązek dania mu szansy na taki kontakt. I nie może być tak, że jest zaledwie około dziesięciu premier w sezonie – z czego część to przeniesienia. Premiery muszą być przynajmniej dwa razy w miesiącu, tak jak powrócić powinien Teatr dla Dzieci i Młodzieży. Nikt z naszego pokolenia nie zwolni decydentów z obowiązku dostarczania ludziom przedstawień Teatru TV. A jeśli telewizja ma od tego umrzeć – niech umiera. Bo jeśli stracimy Teatr Telewizji, to po co nam telewizja publiczna?