„Hamletmachine” Heinera Müllera w reżyserii Dragosa Galgotiu to interesująca próba odczytania mitu Hamleta. Jest to też walka ze stereotypami. Hamlet, będąc narratorem, staje się kimś w rodzaju przewodnika po teatralnej rekwizytorni. Wskrzesza inne postacie dramatu, które pojawiają się na scenie jako symbole.
Horacy grany przez tancerza wydaje się szlachetnym aniołem nie z tego świata. Ofelia buntuje się przeciw temu, że los wyznaczył jej rolę cierpiętnicy. Przedstawienie, zrealizowane z wielkim rozmachem, świetnie działa na wyobraźnię. Mieszają się w nim konwencje teatralne. Aktorzy, muzycy, klowni ukazują dzieje Hamleta jako groteskowy sen, w którym główny bohater staje się bardziej samotny i tragiczny.
Doskonałym punktem odniesienia dla tego spektaklu był „Hamlet” Jarosława Bielskiego z madryckiego Teatru Replika. Niemiłosiernie długie przedstawienie powielało wszystkie stereotypy, przed którymi ostrzegał utwór Mullera. Sztuka zainscenizowana została z niewielkimi skrótami, więc przez niemal trzy godziny Hamlet bardzo się męczył, a widzowie razem z nim.