Kolekcja wydana przez krakowską Cricotekę to przede wszystkim gratka dla młodych widzów teatralnych, którzy nie mieli szansy zobaczyć spektakli zmarłego przed 19 laty malarza, scenografa i reżysera. Żaden, nawet najdoskonalszy opis nie przybliży atmosfery Kantorowskich przedstawień tak, jak beznamiętne oko kamery. I za to chwała realizatorom, którzy podjęli się współpracy ze znanym z despotycznego charakteru i wybuchowego temperamentu mistrzem.
Miałem to szczęście, że wszystkie przeniesione na taśmę przedstawienia widziałem na żywo. Byłem na tym samym pokazie „Wielopola, Wielopola”, które zostało zarejestrowane. Zanim się rozpoczęło, Kantor przepraszał widzów za niedyspozycję Stanisława Rychlickiego, występującego jako Wuj Józef – Ksiądz. Tego dnia aktor grał podpierając się drągiem. Nie był to, jak można sądzić z zarejestrowanego materiału, zamierzony efekt artystyczny, a życiowa konieczność. Rychlicki miał kontuzję kręgosłupa.
Spektakle zostały zarejestrowane bez ingerencji w formę. Są, oczywiście, plany dalsze i bliższe, najazdy kamery i troskliwie wychwycone detale. Jednak realizatorzy podporządkowali się koncepcji scenicznego pierwowzoru. Nie ma więc szczególnego znaczenia, że Andrzej Sapija sfilmował „Nigdy tu już nie powrócę”, a trzy pozostałe spektakle – Stanisław Zajączkowski. Obaj starali się sprostać autorskiej wizji i to się udało.
W kolekcji brakuje „Umarłej klasy”, którą swego czasu sfilmował Andrzej Wajda – w wersji plenerowej, pod kopcem Kościuszki. Komu dopisze szczęście, może zobaczyć ją na zamkniętych projekcjach, bo Kantor obejrzawszy efekt nie wydał zgody na jego eksploatację. Film Wajdy zbyt dalece odbiegał od wyobrażeń autora.
Dostępne na DVD przedstawienia pozwalają prześledzić teatralną drogę Kantora od premiery „Wielopola, Wielopola” w czerwcu 1980 r. we Florencji przez „Niech sczezną artyści” (czerwiec 1985 r., Norymberga) i „Nigdy tu już nie powrócę” (kwiecień 1988 r., Mediolan), aż po „Dziś są moje urodziny” (styczeń 1991 r., Tuluza). Tę ostatnią premierę wykonawcy dali już po śmierci mistrza. Nieocenione są ujęcia dokumentujące gesty i zachowanie Kantora, zawsze obecnego podczas widowisk. Dopełniał ich akcję swoją osobą, można powiedzieć: dyrygował spektaklami. Teksty kolejnych widowisk, uzupełnione rysunkami, nazywał zresztą scenicznymi partyturami.Dawnym wielbicielom twórczości Kantora filmowe zapisy przypomną artystyczne wzruszenia. I choć ekranowa projekcja jest tylko cieniem emocji z pokazów na żywo, wielu współczesnym reżyserom teatralnym można życzyć choć odrobiny podobnych umiejętności, które Kantorowi pozwoliły prowincjonalne, galicyjskie Wielopole zmienić w miejsce znane w kulturalnym świecie.