Zagrożony bastion republikanów

Jeśli Barack Obama wygra wybory w Wirginii, będzie pierwszym demokratą od 44 lat, któremu się to udało - pisze Piotr Gillert z Harpers Ferry na pograniczu Wirginii i Wirginii Zachodniej

Publikacja: 29.10.2008 18:25

Czarnoskórzy wyborcy tłumnie przychodzą na wiece Obamy

Czarnoskórzy wyborcy tłumnie przychodzą na wiece Obamy

Foto: AFP

Na brukowanych uliczkach Harpers Ferry trwa gorączkowa kampania. Choć głosować mogą tylko biali mężczyźni, to także kobiety w białych koronkowych czepkach uważnie przysłuchują się argumentom kandydatów. Tak jak w innych miastach stanu wśród kandydatów nie ma Abrahama Lincolna, zwolennika zniesienia niewolnictwa. W Wirginii nie znalazł się ani jeden elektor, który ośmieliłby się go reprezentować w kolegium wyborczym.

Tak wyglądała w Harpers Ferry kampania prezydencka w 1860 roku, odgrywana teraz przez przebranych pracowników skansenu, w jaki przekształcono jakiś czas temu to historyczne miasteczko leżące na styku Wirginii i Wirginii Zachodniej.

Czarnoskóre dzieci, które przyjechały z wycieczką szkolną z centrum Waszyngtonu, przysłuchują się aktorom z zainteresowaniem. – Wygra Obama – rzuca jedno z nich, gdy przebrana w XIX-wieczny strój kobieta prosi, by uczestnicy zabawy „dobrze zastanowili się”, komu przyznać w tych wyborach zwycięstwo.

Rok przed tamtymi wyborami, które doprowadziły do wybuchu wojny domowej, biały abolicjonista John Brown dokonał słynnego napadu na arsenał broni w Harpers Ferry, próbując wywołać zbrojne powstanie niewolników przeciw białym właścicielom. Próba się nie powiodła, ale odbiła się głośnym echem na całym Południu. W Wirginii wśród białych zapanował lęk przed czarnymi.

Choć od tego czasu minęło półtora wieku, do niedawna Wirginia była miejscem przesiąkniętym uprzedzeniami rasowymi. Jeszcze pod koniec lat 50. prawo zakazywało tu małżeństw mieszanych rasowo. Władze stanu zostały zmuszone do zmiany przepisów dopiero wyrokiem Sądu Najwyższego.

– Gdy przyjechałam do tego stanu z Północy pod koniec lat 80., rzeczywistość wyglądała zupełnie inaczej. Rodzice zawsze mi mówili: jesteś czarna, więc musisz być dwa razy lepiej wykwalifikowana od białych, by dostać stanowisko. Ale mimo to byłam zaszokowana – wspomina Naomi Wilkinson, prawniczka z pobliskiego Leesburga.Mimo że była po Harvardzie, dwóch potencjalnych pracodawców odmówiło jej zatrudnienia, wyjaśniając, że ich klienci czuliby się „niekomfortowo”, mając do czynienia z czarną prawniczką. Flagi Konfederacji, na które natykała się w wielu miejscach, nie pozwalały jej zapomnieć o historii stanu.

Jej biały mąż z Północy dopiero w Wirginii zrozumiał, na czym polegają uprzedzenia rasowe.

– Nagle zauważył, że gdy chodzi ze mną do restauracji, jest źle traktowany przez kelnerów – wspomina Wilkinson.

Z upływem lat uprzedzenia słabły – twierdzi Wilkinson. Przyczynił się do tego wybór czarnego polityka Douga Wildera na gubernatora stanu przed 19 laty. Dziś są rzadkością.Wystarczy przejechać się wiejską drogą do Harpers Ferry, by zorientować się, jak wielka nastąpiła zmiana. Wśród zamieszkanych przez białych konserwatystów wzgórz Wirginii widać równie wiele reklam Johna McCaina co Baracka Obamy.

Co prawda wśród białych wyborców w tym stanie McCain wciąż ma 12- punktową przewagę nad Obamą, ale jest to trzykrotnie mniejsza różnica niż ta, z jaką George W. Bush pokonał w Wirginii demokratę Johna Kerry’ego w 2004 roku.

87 procent białych mieszkańców stanu twierdzi, że nie ma nic przeciwko temu, by prezydentem został Afroamerykanin.

Niektórzy eksperci wskazują jednak na „efekt Bradleya” polegający na tym, że ankietowani wstydzą się przyznać w sondażach, że nie będą głosowali na czarnego kandydata.W Wirginii, przypomina w rozmowie z „Rz” komentator telewizyjny i politolog prof. Larry Sabato z Uniwersytetu Wirginii, zjawisko to znane jest jako „efekt Wildera”. Czarny polityk wygrał wybory na gubernatora w 1989 roku minimalną większością, mimo że sondaże dawały mu ogromną przewagę.

– Ale to było 19 lat temu – mówi Sabato.

Wątpliwości jednak pozostają. 13 procent białych Wirginijczyków, przyznaje że przeszkadza im kolor skóry Obamy.

Na brukowanych uliczkach Harpers Ferry trwa gorączkowa kampania. Choć głosować mogą tylko biali mężczyźni, to także kobiety w białych koronkowych czepkach uważnie przysłuchują się argumentom kandydatów. Tak jak w innych miastach stanu wśród kandydatów nie ma Abrahama Lincolna, zwolennika zniesienia niewolnictwa. W Wirginii nie znalazł się ani jeden elektor, który ośmieliłby się go reprezentować w kolegium wyborczym.

Tak wyglądała w Harpers Ferry kampania prezydencka w 1860 roku, odgrywana teraz przez przebranych pracowników skansenu, w jaki przekształcono jakiś czas temu to historyczne miasteczko leżące na styku Wirginii i Wirginii Zachodniej.

Pozostało 83% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 814
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 813
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 812
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 811
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 810