Wynik był o tyle do przewidzenia, że wszystkie zaangażowane komisje parlamentarne odrzuciły ACTA podczas wcześniejszych głosowań. - W tym ostatecznym starciu po raz kolejny pokażemy naszą zgodność i raz na zawsze odeślemy ACTA ad acta - mówiła polska europosłanka Lidia Geringer d'Oedenberg. podczas plenarnej debaty nad ustawą.
- Wygrało przekonanie, że własność intelektualna nie może być egzekwowana z naruszeniem pewnych podstawowych zasad, które gwarantują wolny i otwarty Internet - komentuje Katarzyna Szymielewicz z Fundacji Panoptykon. Fundacja była jedną z najbardziej zaangażowanych instytucji w nagłośnienie problemu, który spowodował masowe demonstracje przeciwników na ulicach europejskich miast w styczniu 2012 roku. W efekcie do Komisji Petycji PE trafił sprzeciw podpisany przez 3 mln obywateli.
- Decyzja eurodeputowanych w tej sprawie świadczy o ich ogólnym stosunku do wolności w Internecie: o wyborze pewnej filozofii regulacyjnej, która prawa użytkowników stawia na pierwszym miejscu - uważa Szymielewicz.
Według Lidii Geringer d'Oedenberg najbardziej kontrowersyjne w ACTA są jej niejasne i niedoprecyzowane definicje tj. jak skala komercyjna użycia dzieł, zbyt szeroki zakres obejmujący również piractwo w sieci. ACTA stała się symbolem zagrożeń dla wolności słowa, prywatności i innych praw internautów choć sama umowa nie nakładała wprost tego typu ograniczeń. Ale praktyki, jakie na jej mocy stałyby się dopuszczalne, mogły niepokoić: to przekazywanie danych użytkowników i poważne sankcje za nawet drobne naruszenia prawa własności intelektualnej, wymierzane miały być w ramach przyspieszonych procedur.
- To mogłyby wywrzeć mrożący efekt na twórczość i codzienne działania komunikacyjne użytkowników - uważa szefowa Panopykonu. - ACTA zmierzała do zabetonowania porządku prawnego, który już dziś na pierwszym miejscu stawia komercyjne interesy jednej branży przemysłu.